Szukaj na tym blogu

środa, 18 lipca 2018

Kontener - Wojciech Tochman, Katarzyna Boni



Ta niewielka książka, ale jej treść jest bardzo esencjonalna i poruszająca. Autorzy, reporterzy zaprawieni w sztuce reportażu napisali o tym co dzieje się w mieście Zaatari. Spytacie, cóż, to za miasto, gdzie się znajduje? To miasto tymczasowe (choć nie wiadomo jak długo ta tymczasowość potrwa) stworzone w Jordanii z pomocą międzynarodowych organizacji humanitarnych dla uchodźców z ogarniętej wojna Syrii. To miasto budowane dla uciszenia wyrzutów sumienia bogatych krajów. To miasto rozrastające się i zmieniające ciągle swoje oblicze, to już czwarte co do wielkości w Jordanii. Zbudowane na piasku, z blachy, szmat, patyków, zapewniające minimalną ochronę. To miasto prowizorka, gwarantuje prowizoryczne życie swoim mieszkańcom. i choć panują w nim warunki jak w obozie przetrwania, to mieszkają w nim ludzie: odarci ze swojej dumy, tradycji, zwyczajów, relacji. Ich zawody nie mają znaczenia, ich umiejętności nie są przydatne, bo nie mogą pracować, aby nie zaburzać miejscowego rynku pracy. Ich role zostały odwrócone, mężczyźni nie potrafią już zarobić na utrzymanie swojej rodziny, kobiety przejmują na siebie zadania głowy rodziny, zaś dzieci zamiast się uczyć pomagają w utrzymaniu najbliższych. To miasto, które rodzi nowe patologie, powołuje do życia niezdolnych zadbać o siebie ludzi, generuje niemoc, bezradność, bezużyteczność.

Autorzy wysłuchali opowieści mieszkańców tego miasta: kobiet i mężczyzn, żon i mężów, córek i synów, doświadczonych traumatycznymi przeżyciami wojennymi, niemniej tęskniących za swoim krajem. Ci ludzie mieszkają w tych szmaciano-blaszanych klatkach, ale nie są zadowoleni, spokojni, syci, wciąż marzą o powrocie do siebie, bo tutaj zawsze będą tylko uciekinierami, tymczasowymi uchodźcami, którym nie wiele wolno i traktowani są w uwłaczający ich dumie sposób. Dostają przydziały jedzenia (często chorują po nim), przydziały wody, przydziały mydła, podstawowe elementy do budowy swojego miejsca. Są zależni od władz obozu, nieformalnych i formalnych przywódców rejonów, pracowników, strażników, itd. Czują się bezsilni, niepotrzebni, wykorzystani. Najlepiej gdyby ich nie było, ale skoro już przybyli to mają z wdzięcznością przyjąć jałmużnę, z pokorą jakieś zajęcie i z cierpliwością znosić kolejne bezrobotne i bezcelowe dni.To jest trudne, bo nie ma intymności, odrobiny swobody, poszanowania, wystarczającej ilości jedzenia, pieniędzy, nie ma pracy; jest strach, ból, upokorzenie, wspomnienia, brak nadziei, chęć powrotu i myśl o śmierci, która wydaje się wybawieniem. Syryjczycy żyją w tym mieście jak zwierzęta w klatkach, bo dostają jeść, specjalnie powołani do tego ludzie zajmują się ich odchodami, jeszcze inni przywożą im wodę, inni myślą o ich codzienności, jak kukiełki, pozostawione sobie samym zastygają i czekają, aż ktoś nada im sens, dopisze role, zabierze na scenę, wprawi w ruch.

Autorzy potrząsają czytelnikiem, te wszystkie opisane losy ludzkie mają poruszyć, rozdmuchać ogień niepokoju. Zapaść w pamięć, przywrócić myślenie, nie tylko o sobie, ale o tych którzy źle się mają, nie są tak syci i spokojni.


Wojciech Tochman to marka poruszającego reporterstwa, jego teksty nie pozostawiają obojętnym na ludzkie upokorzenie, rzucają w twarz ludzkim nieszczęściem, nokautują. Jestem wdzięczna takim autorom, bo przypominają: o nierównym podziale dóbr na Ziemi, o podłości, która jest udziałem tylko i wyłącznie ludzi, o wygodnictwie jednych i upokorzeniu innych. Wojciech Tochman jest tam, gdzie cierpienie jest codziennością, opisuje, przybliża, przekonuje do współpracy. Jak widać i słychać udaje mu się przekonać młodych ludzi, uczy ich, pokazuje, współtworzy, przygotowuje następców, którzy pociągną jego misję

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)