Szukaj na tym blogu

piątek, 9 sierpnia 2019

Fałszerze pieprzu. Historia rodzinna - Monika Sznajderman


To była dla mnie niezwykła podróż przez historię czasów i ludzi, kultury i religie. To opowieść o losach odmiennych, choć splecionych w jedno. Ta książka to poszukiwanie ludzi, zastanawianie się nad ich losami i postępowaniem, próba zrozumienia, wyjaśnienia, i całe morze pytań bez odpowiedzi. To docieranie do źródeł, scalanie rozerwanych części, cerowanie poprzecieranych miejsc. To chęć poznania swoich korzeni, zmierzenie się z nimi, to chęć zrozumienia tragicznych zdarzeń dotykających bezpośrednio. Próba spojrzenia na swoją spuściznę bez owijania w bawełnę. Autorka z wykształcenia antropolog kultury, stara się z dokumentów, zdjęć, opowieści i wspomnień odtworzyć świat swoich przodków. Odtwarza środowisko, klimat, zwyczaje, relacje społeczne i wojenne wydarzenia. Te ostatnie mają wpływ na koleje losów jej dwóch rodzinnych odnóży. Monika Sznajderman sięga do korzeni, podąża po swoim drzewie genealogicznym, które miejscami ma gęste liście a miejscami pojedyncze, albo tylko nagie konary. Podążałam za nią, śledziłam jak snuje dywagacje, domniemywa, odczytuje z drobnych śladów. Czytając książkę miałam poczucie uprzywilejowania, bo mogłam towarzyszyć autorce w odkrywaniu faktów, często tych nie wygodnych, ale odważnie wyjętych na światło dzienne.

Swoją pracę autorka zadedykowała ojcu, w podziękowaniu za to kim był i co jej przekazał. Ojciec autorki był Żydem, cudem ocalałym z Holocaustu, matka Polką z zamożnej polskiej rodziny. Autorka pokazuje Żydów i Polaków obywateli tego samego kraju, którzy jednak byli na różnych poziomach drabiny społecznej i mentalnej. To dwa narody w jednym kraju, które żyły obok siebie. Nie były ze sobą związane emocjonalnie, tylko nieliczni darzyli ich osobliwą zażyłością. Żydzi mieli swoje funkcje, zadania, przypisane role, byli potrzebni w pewnych obszarach, ale z nimi się nie przyjaźniło, nie utrzymywało kontaktów towarzyskich, tworzyli odrębny świat. Ten świat był co prawda nie daleko, ale dzielił go mur, choć niewidoczny, ale twardy. Te dwa światy zazębiały się, ale nie przenikały mimo setek lat wspólnego dzielenia ziemi, kraju, obywatelstwa, bo każdy z nich żył pod własną kopułą, na której pokazywały się rysy, pęknięcia i poważne szczeliny. Złość, niezrozumienie, przypisywane negatywne cechy, rodziły coraz większe antagonizmy i awersje. Wystarczyła iskra, aby rozniecić wielki ogień i dać prawo spychać w jego żar.
Autorka chciała zrozumieć jak mogło dojść do takiego rozdźwięku w narodzie podczas pożogi, którą zgotował Hitler, że kiedy jedna część społeczeństwa ginęła w nieludzkich warunkach, pozostała była obojętna, albo pomagała niszczyć. Oczywiście byli tacy Polacy, którzy opłakiwali, współcierpieli albo pomagali, ale wielu stało się poplecznikami Rzeszy. Autorce było ciężko pojąć ten rozdźwięk, tą agresję skierowaną na współmieszkańców. Mimo, że żyje w innej rzeczywistości te bolesne pytania tkwią w niej i pozostają nie wypełnione odpowiedziami. Nie może pogodzić się z obojętnością i zaniechaniem.

Czytałam te zmagania autorki z faktami, historiami rodzin i ich losami, podziwiałam za odwagę podzielenia się intymnymi przeżyciami. Tytuł, który wydaje się tajemniczy albo nie zrozumiały, oddaje atmosferę likwidacji getta, a szerzej Żydów w ogóle, bo kiedy oni szli na śmierć, inni gdzieś bawili się i dostatnio żyli, czytali kłamliwe lub nie istotne informacje.  Takie dwa światy, odwrócone od siebie. Jeden niemalże zapomniany, a drugi mający się dobrze.
Dla mnie bardzo wartościowa lektura.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)