Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 12 sierpnia 2019

Wojna nie ma w sobie nic z kobiety - Swietłana Aleksijewicz


 

Kolejny raz sięgnęłam po książkę Swietłany Aleksijewicz i kolejną o wojnie, tym razem są to opowieści i wspomnienia kobiet, które chciały bronić swojej ojczyzny. Niektóre musiały iść walczyć za ojczyznę, inne zwłaszcza te nieletnie niesione wzniosłymi hasłami, same się zgłaszały by bić wroga.
I znowu się powtórzę, ale przy takich historiach nie za wiele powtórzeń, dla mnie wojna jest straszna, bo giną z jej powodu ludzie, często ci najsłabsi, potrzebujący opieki. Wojna to śmierć, ból, głód i upodlenie. Często jednak mężczyźni - przywódcy głoszą, że to honor, obowiązek, najważniejsza sprawa.

Autorka oddaje głos kobietom i jest on zdecydowanie inny niż męski. Kobiety pokazują wojnę przyziemną, począwszy od drobiazgów, małych i nieco większych spraw i rzeczy, które się na wojnie zmieniają i których brakuje, o których się myśli i potrzebuje. Kobiety, które wybrały się na wojnę zostały zmienione i same się zmieniły. Wojna nimi wstrząsnęła, wyczerpała, przygniotła a często zmiażdżyła. Te, które powróciły i zechciały odezwać się po apelu autorki, opowiadają co widziały, jak dawały radę, czego im brakowało, za czym tęskniły. Czasem ich opowieści mogły się wydawać banalne, zbyt proste, naiwne, niemniej każda z nich przesiąknięta jest emocjami, towarzyszą im łzy, ból, żal i smutek.
Autorka wysłuchała setek kobiet, niektóre powiedziały zdanie, niektóre pół strony, inne znacznie więcej, niemniej wszystkie głosy były ważne. Swietłana Aleksijewicz wsłuchuje się w ich przekaz uważnie. Te zwroty przygniatają ilością i ciężarem emocjonalnym. Jak zwykle dojmujące ujęcie tematu, heroiczna praca fizyczna i oddanie bohaterom i czytelnikom. Autorka nie komentuje, z pokorą wsłuchuje się w głosy kobiet walczących za ojczyznę, nie odzywa się, notuje, daje się wypowiedzieć tym, które przez tyle lat milczały zajęte codziennością.

Koszty tej wojny, były ogromne i kobiety o tym wiedziały doskonale, widziały śmierć, głód, zimno, brak wszystkiego codziennie. Niemniej to wszystko zbagatelizowano, bo najważniejsze było zwycięstwo, koszty i ofiary poszły w zapomnienie. Zasypano zwykłość i niechlubne elementy; wyniesiono na świecznik bohaterstwo a zwłaszcza największych i najważniejszych, tych pomniejszych, mniej istotnych w tym kobiety odsunięto na boczny tor. Ślepych, chromych, niedołężnych ukryto i zepchnięto w otchłań niepamięci.

Toteż kobiety wojenne, nie wspominają, nie chwalą się, nie pokazują trofeów, zajmują się zwykłymi, bieżącymi sprawami, bo jest ich bez liku. Często same chciały nie pamiętać, czasami nie pozwalano im, albo po prostu, skończyła się wojna i trzeba było dalej jakoś żyć, zamknąć ten bolesny rozdział swojego życia, jeśli udało się przetrwać piekło to trzeba dalej podążać. Niektóre nie umiały, inne nie chciały, jeszcze innych odesłano, bo rodziny się ich wstydziły, ale większość oddała się pracy, założyła rodziny, wróciła do zwyczajnego, nie wojennego życia. Kobiety milczały, bo przemilczano ich udział i wkład w wojnę, nagradzano rzadziej niż mężczyzn. A trud włożony w wojnę jest niebagatelny, chociaż czasem mniej "medialny", kobiety wykonywały pośledniejsze zajęcia, ale bez których ci wielcy wojowie nie dokonaliby czynów bohaterskich. Były żołnierki, strzelcy wyborowi, szeregowe, telegrafistki, lekarki, dowódcy, mechanicy, ale były też praczki, zaopatrzeniowcy, kucharki, pisarki, kierowcy i oczywiście sanitariuszki. Kobiety, które zdzierały ręce przy praniu ciężkich i zakrwawionych mundurów, naciągały kręgosłupy znosząc z pola bitwy ciężko rannych mężczyzn, nie miały czasu zjeść i odpocząć, bo ciągle na stole operacyjnym był jęczący poszkodowany, padały z nóg, ale podnosiły się i pomagały, walczyły dalej. Często gotowały coś z niczego, bo choć nie miały produktów musiały nakarmić walczących. Przeżywały inaczej niż mężczyźni, dla nich pierwsze zabicie człowieka często było przeżyciem, niemniej rozkaz to rozkaz.
A czego im brakowało; oprócz bliskich to najzwyklejszych rzeczy, np. umyć się, zapleść warkocz, którego już nie miały, użyć szminki, założyć sukienkę lub pantofle. Usłyszeć piosenkę, zamiast świstu kul i wydawanych rozkazów, odsapnąć choć chwilkę zamiast ciągłego biegu. Nie śmierdzieć, nie marznąć, zjeść. Często marzyły o błahostkach, o podobaniu się, ale to bzdury przecież. Zanikały im miesiączki, nie miały włosów, nie miały bielizny, często ubrane w za duże mundury lub buty, zawszone, zakrwawione, antykobiece.

Bohaterki tej książki otwierały się, przełamywały wstyd, strach i niechęć. Z ich często bardzo intymnych opowieści wyłaniał się obraz bezsensu, absurdyzmu, dziadostwa i słabości machiny wojennej ZSRR. One jednak wierzyły w moc i obowiązek, szły oddać swoje życie za ojczyznę. Warto pochylić się nad książką Swietłany Aleksijewicz, by popatrzeć na wojnę od tej nie nadętej strony. Posłuchać tych przyziemnych wspomnień, bo oddają one zwyczajność wojny. Usłyszeć jak człowiek zmienia się w "robota" wykonującego polecenia, rozkazy, zadania oderwane od życia codziennego. Spróbować zrozumieć jak mogły wrócić do "zwykłego" życia, założyć rodziny, mieć dzieci. Pojąć jak mogą po tym okrucieństwie być życzliwe, pomocne, ciepłe i serdeczne dla innych. Silne i wytrwałe. To kolejny mały cud tej wojny, który pokazała autorka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)