Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 17 lutego 2020

Dom z dwiema wieżami - Maciej Zaremba Bielawski


"Jestem dzieckiem wytęsknionym. Mama potrafi, tknięta złym przeczuciem, przerwać podróż i wrócić pierwszym pociągiem do domu, aby..." (str 20)

Tak zapewne go kochała, ale była też wymagająca, surowa, poważna i tajemnicza.
"Dom z dwiema wieżami" okazał się dla mnie niezwykłą, wciągającą i poruszającą lekturą. Dał mi nową wiedzę, uświadomił nieodkryte lub niedoczytane, poprowadził nowymi nieznanymi ścieżkami. Obejrzałam opisane w nim relacje rodzinne pokazane bez obwiniania, raczej z próbą zrozumienia. Autor napisał pasjonującą w czytaniu i poruszającą emocjonalnie książkę, która zapadła w mojej pamięci na dłużej.
Historia rodziny wydawałaby się niewiarygodna, a jednak miała miejsce. Dwoje bardzo różnych ludzi, pochodzących z odległych miejsc, środowisk, tradycji, różniących się wiekowo (o trzydzieści lat) stworzyło rodzinę i powołało do życia trzech synów. Ledwie się zbliżyli a już byli od siebie daleko, czy się rozumieli, czy byli dla siebie czuli, co tak naprawdę ich do siebie przyciągnęło. Może obietnice, może ulotność czasu, może nadzieja, może przeżycia, albo zauroczenie?
Ojciec autora starał się, szalał za swoją żoną, gotowy jej nieba przychylić, ale w decydującym momencie nie umiał zrozumieć jej sytuacji. To wieczny idealista, pasjonat, erudyta, poliglota, szczęściarz, bożyszcze, otoczony aureolą uznania i oddania. Mąż i ojciec dwójki dzieci. Brał udział w I Wojnie Światowej pod dwoma różnymi flagami. W czasie pomiędzy wojnami stworzył bodaj najlepsze sanatorium leczenia chorób psychicznych w Polsce z nowoczesnym podejściem do pacjentów.  Po kampanii wrześniowej II Wojny Światowej został osadzony w Oflagu, w którym oficerowie żyli nieomal jak w oazach spokoju i dobrobytu wobec pożogi rozpętanej przez Rzeszę. Po wojnie twórca wielu placówek przywracających zdrowie psychiczne pacjentom.
Matka zaś to kobieta, która począwszy od dzieciństwa, wydzierała życie losowi, walczyła o siebie z potwornościami wojny. To kobieta, której często zabierano, ale też otrzymywała w najmniej oczekiwanych momentach. Ratowano ją i pomagano jej w najbardziej beznadziejnych sytuacjach, kiedy już widziała kres swojego życia, zwłaszcza podczas wojny. Nie mogła przed wojną skończyć medycyny z powodu prawnych obostrzeń względem Żydów w tej materii.Udało jej się to po wojnie.

Pomimo tych różnic postanowili być ze sobą i stworzyć rodzinę. Nie było im łatwo w ówczesnej Polsce, co rusz spotkały ich różne szykany, a to zwolnienie z pracy, a to przeniesienie, a to złe pochodzenie by awansować, itp. Najsmutniejszy moment nastąpił w 1968 roku, kiedy to matka musiała wyjechać z Polski z powodu swojego pochodzenia a ojciec nie chciał się ruszać z kraju. Ona była jeszcze młoda, on już osiemdziesięciolatek nie chciał zaczynać życia w obcym kraju. Matka zabrała więc synów i wyruszyła do Szwecji. Na pogrzeb ojca nie mogli przybyć.

Książką autor powraca po wielu latach do wydarzeń rodzinnych, chcąc zrozumieć, uporządkować, przyjrzeć się z tej odległości motywom działań swoich rodziców. Odkopuje tajemnice rodzinne i dzieli się nimi z czytelnikiem w bardzo ciekawy sposób. Książka została podzielona na rozdziały, z których pierwszy zawierał wspomnienia z dzieciństwa, często zabawne, czasem przykre i smutne, w następnym opisywał ojca, w kolejnym matkę, w jeszcze następnym połączył ich historie, wreszcie całość zgrabnie podsumował.
Jest ona niejako zmierzeniem się z własnymi niedoskonałościami, lękami, niemożnościami. Dzieląc się intymnymi szczegółami zrzucił symbolicznie część ciężaru na barki czytelnika, samemu odseparowując się od nich. Dzielił się też faktami, które miały miejsce w Polsce międzywojennej, o których raczej się nie mówi, a na pewno nie głośno. Miałam też wrażenie, że bardzo zaangażował się aby przedstawić środowisko żydowskie w Polsce, jego różnorodność, problemy, prawa i obowiązki. Pisał też o polskim antysemityzmie, o nienawiści do ludzi tylko dlatego, że byli Żydami, o klasyfikowaniu ich zgodnie z numerus clausus i numerus nullus. Przybliżył także czytelnikom miejsca, które opisał bardzo barwnie i ciekawie, próbując nawet oddać ich atmosferę. I tak czytamy o Kościanie, dalej dzielnicy ówczesnej biedy poznańskiej Wilda, Tarnowie, Warszawie i kilku innych. Autor w swojej opowieści stosuje różne zabiegi pisania książek, m.in. zmienia narratora, przeplata przeszłość z teraźniejszością, realistyczne wydarzenia ze snami, zwraca się do rodziców, mówi do czytelnika.

Książka autorstwa Macieja Zaremby Bielawskiego miała dla mnie wieloraki wymiar. Była intymną opowieścią, wspomnieniem, podzieleniem się swoimi przeżyciami i przemyśleniami. Była też rozważaniem nad losem Żydów, historią Polski i Europy naszego regionu. Umiejętnie splótł oba wymiary, które dzięki temu nadały sobie rumieńców i życiowości. Choć jest to reportaż, czyta się jak powieść i to najwyższych lotów. Wciąga i nie wypuszcza do ostatnich stron.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)