Szukaj na tym blogu

wtorek, 3 sierpnia 2021

Alopecjanki. Historie łysych kobiet - Kawczyńska Marta

 

Marta Kawczyńska odważyła się opisać zmagania z chorobą autoimmunologiczną, czyli łysieniem plackowatym (łac. Alopecia areata), swoje i dziesięciu kobiet. Ta choroba, jak chyba każda z tego obszaru jest podstępna i nie ma na nią skutecznego lekarstwa. Choroby autoimmunologiczne mają taką samą przyczynę, czyli zaburzenie pracy układu odpornościowego, zaś skutki w zależności od organizmu bardzo różne, czasem występują samotnie, czasem z szerokim wachlarzem towarzystwa, wszystkie zaskakują i nie dają o sobie zapomnieć, bo zazwyczaj nie ma na nie stuprocentowego lekarstwa. Zatem trzeba brać leki, a czasem zaakceptować, tak jak to jest w przypadku łysienia plackowatego, czy bielactwa. Choć czasami nie jest to ani łatwe, ani proste, ani przyjemne, warto próbować zintegrować się z chorobą, polubić nową siebie. Oczywiście z każdą z chorób autoimmunologicznych jest inaczej, bo niektórych nie widać, choć bardzo niszczą organizm od środka, powodują ból, zabierają siły witalne, nie pozwalają oddychać pełną piersią, inne zaś choć nie objawiają się bólem fizycznym, widać gołym okiem. Do tych drugich należy właśnie łysienie plackowate. Zwyczajowo postrzegane łysienie wpisane jest w pewne stereotypy, np. łysieją mężczyźni lub osoby z rakiem. To postrzeganie stereotypowe najczęściej nie wie co zrobić z kobietami, które łysieją, bo nie wpisują się w żaden ze stereotypów. Co zrobić mają zatem te kobiety skoro każda z nich ma inną sytuację rodzinną i w najbliższym otoczeniu, myślę, że powinna znaleźć własną, skrojoną pod jej wymiar i konstrukcję psychiczno-fizyczną drogę.

"-Jaki typ osobowości mają zmagający się z chorobą autoimmunologiczną, taką jak na przykład łysienie? (...) -Mają jedną cechę wspólną, jest nią nadwrażliwość. Więcej czują, widzą, słyszą, bardziej przeżywają i bardziej cierpią. Często choroby te uwarunkowane są genetycznie, ale genetyka nie jest decydująca. Wiele zależy od tego jak myślimy, jak się odżywiamy, z kim przystajemy. (...) - w dużym uproszczeniu-jest formą radzenia sobie z silnymi przeżyciami. Organizm w ten sposób broni się przed pewnymi emocjami, które mogą eksplodować i nie skłonić nas do dramatycznych czynów." (str. 245 rozmowa z psychoterapeutą)

O przykładach swoich rozwiązań na tracenie włosów opowiedziało autorce dziesięć kobiet, które tak jak ona każdego dnia mierzą się z chorobą widoczną dla oka innych. Opowiedziały jej swoje historie spotkania z chorobą, radzenia sobie z nią, akceptacji i postępowaniu z nią aktualnie. Te opowieści były bardzo różne, ale najczęściej to zmagania w rodzinie, albo z samym sobą. Czasem miały wsparcie w najbliższych, a czasem pozostawały same. Bardzo różne drogi do akceptacji choroby i samej siebie w tejże. Bohaterki tej książki albo wyparły nadzieję, że włosy odrosną, albo ciągle stosują różne kuracje  i trzymają się tej nadziei. Choroba spadała na nie najczęściej w późnym dzieciństwie - około dziesiątego roku życia, choć niektóre panie dopadła później. Każda z nich inaczej zareagowała na wieść o chorobie, ich rodziny także. Wiele z nich miało trudne dzieciństwo, kilka weszło w nieudane związki. Niektóre porodziły dzieci, niektóre żyją w udanych związkach, niektóre noszą peruki - systemy, niektóre nie zawracają sobie nimi głowy, a jeszcze inne dekorują skórę na głowie tatuażami. Każda inna, ale każda stara się żyć pełnią życia i to mi się w nich bardzo podobało.

Autorka opisała historię znanej z prób leczenia łysienia plackowatego doktor Leny ze Szczecina, która sama cierpiała na tą chorobę, dlatego przez lata próbowała znaleźć sposoby i lekarstwa na tą chorobę. Rozmawiała na temat choroby z partnerem kobiety z łysieniem plackowatym, co było bardzo ciekawe ze względu na postrzeganie chorującej. Rozmawiała ze swoją mamą o jej przeżyciach w związku z chorobą córki, wypytywała psychologa o jego patrzenie na zmagania ludzi z chorobami, wysłuchała co ma do powiedzenia w tej sprawie znany perukarz, a także człowiek duchowny. 

W mojej opinii ta książka jest zamknięta, "dopełniona", bo mamy tutaj opowieści chorujących, a także spojrzenie na te chore osób najbliższych, specjalistów od ciała i duszy.

Książka bardzo przystępnie napisana, plastycznie pokazuje jak jesteśmy różni i z jak różnymi przypadłościami mamy do czynienia. Autorka pokazała chorobę bardzo szeroko i nie mówię tutaj o opowieściach Alopecjanek, czy tej drugiej strony, ale także o kontekstach akceptacji, tolerancji, strachu, nieumiejętności, braku empatii, wścibstwa, stereotypów, zaszufladkowania. Pokazała pięknie różne oblicza kobiecości, tej prawdziwej, codziennej, nie wyprodukowanej przez firmy reklamowe. Pokazała, że jesteśmy ludźmi, z krwi i kości, drzemią w nas różne przypadłości, choroby, czasami ujawniają się wcześniej, czasami później. Nikt z nas nie jest idealny, ale prawie każdy chce żyć a najlepiej byłoby żyć jak najczęściej szczęśliwie, z miłością u boku i akceptacją takiego jakim się jest. Pozytywna i ważna książka, bo otwiera oczy na chorobę często myloną z rakiem. Gratuluje kobietom, które opowiedziały swoje historie odwagi, pasji, radzenia sobie, po prostu pięknego i pełnego życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)