Zyta Rudzka nie zawiodła mnie po raz drugi, jej twórczość była dla mnie wyzwaniem intelektualnym. Miałam wrażenie, że język, którym operuje w tej książce jest jeszcze bardziej górnolotny. Słowotwórstwo, mieszanki stylów, plastyczność, soczystość, niebanalność, poza tym jest niebywale ciekawa w konstrukcji, niełatwa, ale mocna, drażniąca i dająca do myślenia. Tytuł jest poniekąd przedmową do tego co znajdziemy w środku. Mnóstwo w niej szybkich, krótkich, celnych opowieści wypowiadanych z szybkością wystrzałów z karabinu maszynowego. To mięsista opowieść o życiu bez ubarwiania, kwiatków, malowideł. To odarta z dekoracji opowieść o życiu kobiety po sześćdziesiątce, która pokazuje nam swoje obecne potrzeby i wspomina minione czasy. To refleksja podszyta potrzebami seksualnymi, które cały czas drzemią w bohaterce, a możliwościami ich spełnienia. Bohaterka wspomina swoje związki z matką, mężczyznami i córką Zuzanną, z których każde było na swój sposób rozczarowujące, popsute, niedające zaspokojenia. Bohaterka chwyta się ostatnich nadziei na spełnienie zatraconych szans, odzyskanie namiastki bliskości. Dopełnienia bohaterki - Romy dokonuje jej matka - Matulka, prowadząc swoją opowieść, która miejscami przyprawia o dreszcz. Relacja matki i córki jest dosyć bolesna, mnóstwo w niej tajemnic, niedopowiedzeń, przemilczeń, wiele spraw zostało wrzucone do "studni", która zbiera wszystkie żale matki i nie opowiada ich dalej. Żale i utyskiwania zostają głęboko w każdej z nich. Romie też nie udaje się ułożyć bliskiego stosunku ze swoją córką, która w pewnym momencie swojego życia rzuca wszystko i ucieka nie pozostawiając śladów po sobie. Nagromadzone emocje nakazują ucieczkę, ale i tak wiążą te kobiety w jakiś podstępny sposób.
Autorka bardzo ciekawie ukazała mężczyzn, którzy przewijają się a raczej przechodzą przez życie Romy, zawsze pozostawiając jakieś ślady, wgniecenia czy inne pamiątki. Pozostawiają też niezaspokojenie, pustkę i silne wspomnienia. Pamięta ich i wszystko co z nimi związane, co jej dali, co zabrali, z czym odeszli. "Na koniec wpadliśmy w nigdy niezagojoną ranę wojny." Autorka bardzo umiejętnie przeplatała wątki drugiej wojny światowej i piętnie jakie odcisnęła na życiu ludzi, w szczególności kobiet.
Udało się Zycie Rudzkiej zsumować doświadczenia, całą gamę emocji, niedoskonałości, wątpliwości i skonfrontować ze sobą. Pokazała wartość, znaczenie, sens napotykanych na drodze życiowej ludzi, którzy najczęściej pozostawiają po sobie ślad, czasami wartościowy mniej czasem bardziej, choć o te trudniej, ale zdarzają się. Czasami można spotkać kogoś kto podzieli się miłością, choć to rzadkie, ani matce, ani córce nie było tego dane za wiele. A tak podsumowując to opowieść o relacjach między matkami i córkami, kobietami i mężczyznami, o starości, chęciach na koniec i ambicjach, aby być niezależnym i samo stanowiącym do końca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)