Szukaj na tym blogu

sobota, 22 października 2022

Ojczyzna jabłek - Robert Nowakowski

 

"Rabikowie nie dziwili się, że ludzie są różni. Przyzwyczaili się i traktowali innowierców jak jeszcze jeden rodzaj biesa, którego trzeba ugościć, a nawet mu przytakiwać - ale potem robić swoje, żyć swoją miarą i wedle swoich potrzeb." (str. 24)

Robert Nowakowski w swojej smutnej opowieści przybliżył losy ludzi, którzy mieszkali na południowo-wschodnich terenach Beskidu Niskiego i Sądeckiego. Łemkowie i Bojkowie, ze względu na swoją inność byli solą w oku wielu, z jakiś względów wadzili i przeszkadzali każdej władzy, zaś lata powojenne, które właśnie są tłem wydarzeń w tej książce, pokazały, że wojna na tych terenach trwała jeszcze długo, nawet po jej oficjalnym zakończeniu. "Fedor rozumiał ponurą alternatywę. Za wyjazd: sznur. Za przeniesienie metryki do parafii katolickiej: sznur. Za pozostanie na miejscu: pepesza, granat, ogień. Za życie wszystkich ludzi tutaj, cokolwiek by zrobili, nawet jeżeli nie robili nic - tylko śmierć." (str. 65) Ci ludzie żyli w jakiejś matni, z której jedyne istniejące wyjścia niosły zgubę, upokorzenie lub zaciskanie zębów. "Przecież wojna to zaraza, a władza to diabelski sposób wodzenia ludzi na zatratę." (str. 64) To zdanie z książki doskonale oddaje sytuację Łemków i Bojków, którzy żyli sobie w swoim zaścianku uczciwie pracując, wierząc w Boga i chcąc spokojnie być, ale zostają wplątani w jakieś niezrozumiałe dla nich rozgrywki polityczne, w urojone wojny, chore ambicje, zwady i zadry. Stają się ofiarami, cierpią za nieswoje, tracą swoją ojczyznę w imię niezrozumiałych dla nich interesów. Zdani na upodlającą tułaczkę, urągające warunki do życia, ostracyzm zostają rzuceni w nieznane im odmęty wielkiej ojczyzny. Władza rozprasza ich, utrudnia im życie na każdym kroku, sąsiedzi traktują jak zdrajców, zabójców, Świerczewskiego, jak to głosi oficjalna propaganda. Nie mogą i nie umieją się przestawić na "nowe", wielu daje radę, bo czas leczy rany, są ambitni, więc zaciskają zęby, ale niektórzy nie mają tyle siły, tęsknią, nie służy im powietrze, klimat, płaski krajobraz. 

Autor w opowieść o Łemkach i Bojkach wplótł też życie Żyda, który "zapodział" się Niemcom z pożogi, przetrwał ostatnie lata wojny w schowku u jednych z książkowych bohaterów, a po ich wywiezieniu nie wiedział co ze sobą zrobić. Autor w mojej ocenie bez patosu doskonale przedstawił beznadziejność tych wszystkich pożóg, unicestwień, nienawiści, podłości człowieka dla człowieka. Pokazał do czego prowadzą nagromadzone i nie wyjaśnione lęki, szukał odpowiedzi na pytanie czego mogli bać się ludzie, kiedy wydawali np. Żydów na śmierć, co mogli im zrobić, brudni, zmęczeni, zalęknieni, szukający pomocy? Nawet już po kapitulacji Niemiec ludzie zabijali, wydawali, nienawidzili, bali się, albo wstydzili, może nie chcieli, żeby ktoś był świadkiem ich słabości, zazdrości, dlatego mordowali sami, albo rękami innych oprawców. "Wszyscy nienawidziliśmy Żydów. Rusnaki, Mazury, Szwaby, Moskale, Rusini i kto tam jeszcze. Był ktoś kto ich nie nienawidził? To teraz powinno przyjść do wszystkich szczęście. Żydów już nie ma. I co?" (str. 78) I nic szczęścia jak nie było tak nie ma, ale to nie ukoiło duszy, jak pokazuje historia lepiej poszukać innego wymyślonego wroga, na którego można zrzucić własne problemy, złość, zazdrość i nienawiść do świata.

Autor pokazał dramat grupy ludzi, ale też wyodrębnionych niektórych bohaterów. Pokazał wyraźnie jak cierpieli, jak nie umieli się odnaleźć, jakie traumy im towarzyszyły i jak sobie z nimi radzili lub nie. Jedna z bohaterek skrzywdzona podczas wywózki znienawidziła mężczyzn: "Znienawidził ten dotyk. Poczuła bydlęcy smród potu spod żołnierskiej kurtki tego człowieka. Brzydziła się tego zapachu. Spoglądał na nią z góry, wysoki, wyższy niż którykolwiek Łemko, czy Bojko." (str. 131) Inny ukarany za nie swoje winy nie umie już żyć "normalnie", kolejny straumatyzowany na wojnie daje na siebie pluć i "wylewać" pomyje. Innym nie chce się wychodzić z domu, jest im obojętne co dzieje się wokół. Trudne to doświadczenia, bo wojna to nie bajka, to nie zmitologizowana chwała, to krew, ból, śmierć i strata. 

Autor napisał bardzo smutną książkę, w której w dużej mierze bohaterką jest przemoc zadawana przez obcych i swoich. Niesie ona zniszczenie, zwątpienie, zabija duszę, czasem jednak stawia do pionu, to takie najprostsze "lekarstwo" na odzyskanie siebie, ale to też trucizna, która zanieczyszcza organizm. Jest nieoczywista, ale niszczy i odbiera nadzieję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)