Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 24 października 2022

Tyll - Daniel Kehlmann

 

To książka nieoczywista, akcja nielinearna, a autor miesza czasy, zdarzenia, bohaterów zaś, co rozdział rzuca w różne czasoprzestrzenie, jednocześnie przypisując im różne role. Opowieści Daniela Kehlmanna przypominają miejscami wątki z "Imienia róży" Umberto Eco, czy "Mistrza i Małgorzaty" Michaiła Bułhakowa. Demaskatorstwo, obnażanie i wyśmiewanie głupoty, nakreślenie okropności a zarazem bezzasadności wojny to dla mnie niewątpliwie atuty tej książki. Autor pokazuje w prześmiewczy sposób naiwność ludzką, pazerność, tendencję do kłamstwa w imię nawet najniższych interesów, przewrotność, niską skłonność do udzielenia wsparcia jeśli to nie przynosi korzyści. W bardzo bezpośredni i odrażający sposób odmalowuje bezsensowność, upiorność i marność wojny, jego przerysowane, a może nie, opisy dotyczące obozu króla szwedzkiego wręcz odrzucają, czuć smród zwłok, odchodów, resztek jedzenia, łatwo wyobrazić sobie obrzydliwe taplanie się w tym bagnie podczas konieczności poruszania się, po obozie. 

Tytułowy Tyll to postać wzorowana na Dylu Sowizdrzale, według ludowych opowieści wędrownego rzemieślnika, kuglarza, psotnika, obdarzonego rubasznym poczuciem humoru. Książkowy Tyll jest typem raczej melancholijnym, niosącym na sobie trudne przeżycia z dzieciństwa, kiedy to inkwizycja kościelna skazała na śmierć jego ojca, w oparciu o wymyślone, spreparowane dowody . Opis procesu sądu kościelnego jest bardzo znamienny i przywodzi na myśl każdą władzę autorytarną, która ma zawsze rację i nie dopuszcza innej opcji. "Musisz powiedzieć nam prawdę, musisz opowiedzieć, jak twój ojciec młynarz wzywał diabła, musisz przyznać, że czułeś strach. Dlaczego musisz to powiedzieć? Bo to jest prawda. Bo my to wiemy. A jeśli skłamiesz, to spójrz tam stoi mistrz Tileman, popatrz, co trzyma w ręce, on tego użyje, więc lepiej mów. Twoja matka już zeznała. Najpierw nie chciała, musiała więc poczuć, ale jak już poczuła, to powiedziała; tak jak zawsze wszyscy mówią, kiedy poczują." (str. 295) Tyll ubrany przez autora w różne role mówi najczęściej gorzką prawdę prosto w oczy rozmówcy, jednocześnie kiedy trzeba niczego nie wyjaśniając, karze i chłosta słowem, a kiedy trzeba czynem. Jest bystrym obserwatorem otoczenia, ludzkich zachowań i niedoskonałości, co z bezwzględnością wykorzystuje, aby ciętymi słowy częstować rozmówców. Tyll to głos rozsądku w oceanie rozkładu, morzu niesprawiedliwości, okrucieństwa, smutku i nędzy.

Autor pokazuje jak tworzy się absurdalne teorie na potrzeby zaspokojenia chorych ambicji. Te teorie są tak nielogiczne, że wydawałoby się, że nikt w nie nie uwierzy, a jednak znajdują wielu fanów, orędowników i naśladowców, a powtarzane po wielokroć stają się faktami, te zaś podawane z ust do ust nabierają mocy sprawczej i zbierają swoje bogate, acz straszliwe żniwa.  "-W tej okolicy najwidoczniej nie dowiedziono nigdy istnienia żadnego smoka. Tym samym mam pewność, że przynajmniej jeden musi tu być. -Ale i w wielu innych miejscach nie dowiedziono istnienia smoka. Dlaczego więc tutaj? - Po pierwsze, ponieważ z tego terenu zaraza się cofnęła. to jest mocny znak. Po drugie użyłem wahadła.' (str. 251) Wyssane z palca teorie, nie poparte żadnymi badaniami, ot rzucone gawiedzi na uciechę, choć były wieki temu to wydają się znane i bliskie współcześnie, te same sposoby manipulacji działają obecnie, choć to już nie smoki są tym wabikiem. "To ważne dzieło. Nie najważniejsze spośród tych, które napisałem, lecz niewątpliwie ważne. Wielu możnowładców pragnie zamówić skonstruowane przeze mnie organy wodne. A w Brunszwiku są plany zbudowania kociego klawikordu według mojego pomysłu. Nieco mnie to zadziwia; była to przede wszystkim gra myśli i wątpię by rezultaty mogły zadowolić ucho." (str. 253) Obiecanki, marzenia, czcze gadanie: "- A jeśli przyszpilimy smoka? (...) - Jeśli go znajdziemy i schwytamy, to co wtedy? -Utoczymy mu krwi. Tyle ile zmieszczą nasze skórzane rurki. Zawiozę je do Rzymu i wykorzystam (...) do stworzenia leku przeciwko czarnej śmierci, który zostanie zaaplikowany papieżowi i cesarzowi oraz  księżom katolickim. (...) Może w ten sposób będziemy mogli zakończyć tę wojnę." (str. 257)

Co w tej książce było dla mnie namiastką nadziei, zdrowego rozsądku, głosem wołającego o opanowanie? Kobiety, bo tylko one w tym szaleństwie zachowały resztki mądrości, chłodnej oceny sytuacji, logiki i chęci uratowania czegoś, kogoś. Matka Tylla, królowa Elżbieta, czy towarzyszka Tylla to kobiety silne, walczące o zachowanie swoich przekonań, podnoszące się nawet po silnym upadku, krzywdzie czy upokorzeniu. To kobiety, które przetrwały i dały nadzieję na odrodzenie, na trwanie, na podniesienie się z bagna.

To ciekawa książka, która w dość pokrętny sposób pokazuje okrucieństwo ludzi wobec siebie, która obnaża bezsens urojonych wojen, opartych na nikczemnych podwalinach. Wojny na tle religijnym obnażają jak niewiele warte są te religie, wszak kierują nimi ludzie i tylko ludzie, którzy są słabi, zazdrośni, rządni tak wielu rzeczy, że nawet wciągają w to siły wyższe. Cierpią maluczcy, najsłabsi, za to ci, którzy rozpętują wojny kryją się w swoich pałacach, namiotach, daczach otoczeni kordonem mundurowych. I tak od wieków, ludzie nigdy nie wyciągają wniosków, bo zawsze rodzą się kolejni satrapii, a nawet jeśli mają wybór (współczesne demokracje) to zazwyczaj ciągnie ich do złudnych, przerysowanych opowieści, którym dają przyzwolenie na władze, decydowanie o losach innych, itd... wydaje się niewiarygodne, a jednak!

Nie zawsze było łatwo, ale książka mnie wciągnęła i dała do myślenia. Opisy, obrazy, styl godne uwagi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)