Szukaj na tym blogu

czwartek, 16 listopada 2023

Chłopki. Opowieść o naszych babkach - Joanna Kuciel-Frydryszak

 

W ostatnich latach wiele pojawiło się książek o Polsce ludu, chłopach, niewolnictwie  pańszczyźnianym, ale żadna mnie tak nie wciągnęła jak "Chłopki" Joanny Kuciel-Frydryszak, która zabrała się za los kobiet na wsi. Aby zdobyć materiały do książki autorka przewertowała przepastne archiwa, przeprowadziła rozmowy z potomkami i potomkiniami. Chciał pokazać szeroki kontekst historii kobiet wiejskich żyjących pod koniec XIX i pierwszej połowy XX wieku w mojej opinii to jej się udało. Jej książka dosłownie nie chciała wypuścić mnie ze swojej treści, wcisnęła mnie w fotel i poprowadziła przez bez mała pięćset stron jakby to była kilkunastostronicowa nowela. Nie będę oryginalna, kiedy powiem, że to mój numer jeden tego roku. Nie będę też rozpisywała się zanadto, bo wiele już recenzji na jej temat powstało, ograniczę się do tego co dla mnie było w niej najważniejsze.

Książka szeroko pokazała los kobiet wiejskich, począwszy od ich narodzin, zakończywszy na zejściu z tego łez padołu. Te sto lat z okładem temu kobiety były rzeczą przynależną do mężczyzny, najpierw ojca, kogoś z rodziny, a potem kiedy została sprzedana mężowi, to właśnie on stawał się jej właścicielem, i służyła mu do wszystkiego. Służyła to w mojej opinii najlepsze określenie roli, bo była przydatna dopóki wywiązywała się z rozlicznych obowiązków, a miała ich najwięcej ze wszystkich członków rodziny, aby je wypełnić wstawała najwcześniej i kładła się najpóźniej. Dom, podwórko, często pole, zwierzęta, dzieci, jedzenie to były jej obowiązki, mężczyzny one nie obchodziły, miał "ważniejsze" sprawy na głowie. Kiedy z niedożywienia, przepracowania i licznych ciąż chorowała, a często umierała mężczyzna kupował sobie kolejną kobietę, która przejmowała rolę poprzedniczki. Rodziny chętnie pozbywały się gęby do jedzenia, najchętniej córki, jako tej mniej wartościowej dla rodziny, zatem mężczyźni nie mieli problemu z braniem kolejnych żon. Kobieta była do roboty, do posługi, do służenia, do bycia pod ręką do wszystkiego. Miała robić, rodzić i nie narzekać. Presja była ogromna i pochodziła z wielu stron, rozpoczynała się w rodzinie, szła przez społeczność, kościół, dziedzica, i rodzinę docelową (męża). 

Kobiety jeśli tylko mogły wychodziły, albo wyjeżdżały z domu za pracą, czy to do dziedzica, czy do miasta do fabryki, a niektóre zagranicę. Wiele spotykała krzywda, a na pewno ciężka praca, ale wiedziały, że to i tak było lepsze niż powrót do rodzinnego domu, gdzie była bieda, ubóstwo, brud, krzywda, upokorzenie i agresja. Gdzie królowała ciemnota, zabobon, wiara w konieczność podporządkowania się przeznaczeniu.

Wieś w tamtym czasie stanowiła gros społeczeństwa, a traktowana była jako konieczne zło, w którym żyje ciemny lud stworzony do ciężkiej pracy, aby dostarczać żywności do miast. Kiedy wreszcie zainteresowali się nią społecznicy, lekarze załamano ręce: na sposób życia, na brud, na nędzę, na brak higieny, na niedożywienie, liczne choroby, na straszne położenie, który stanowiły skutek tego braku zainteresowania warunkami życia tej warstwy społecznej. W szczególności los kobiet przejął społeczników, którzy zaczęli pisać, apelować, wnosić o zmiany, aby wesprzeć uciemiężoną kobietę wiejską. Ale ich starania często spotykały się z buntem, niezrozumieniem, odpuszczeniem spowodowanym naciskami z różnych kręgów zainteresowań. 

Mężczyźni z rodziny buntowali się, bo bali się utraty kontroli nad służącymi, księża, bo bali się utraty oddanych niewolnic, panowie, bali się utraty taniej siły roboczej, bo kobietom mniej płacono za pracę niż mężczyznom, itd... Społecznicy jednak nie odpuszczali, bo wiedzieli, że tylko kobiety mogą coś zmienić w warunkach życia domu i wsi, dlatego przychodzili z edukacją, bardzo podstawową acz szeroką, która obejmowała proste ulepszenia w życiu, np. noszenie majtek, utrzymywanie czystości, mycie rąk, włosów, ciała, używanie kondomów, jedzenie warzyw. Uczono szyć, gotować, dbać o dom i o dzieci, uprawiać ogródki warzywne. Wielką reformą było stawianie sławojek w obrębie domostwa, bo do tej pory potrzeby fizjologiczne załatwiane były za "stodołą", co wiązało się z roznoszeniem różnych chorób, bo nieczystości walały się wszędzie. 

Itd, itd.... 

Ta książka wskrzesiła wspomnienia o mojej babci, bo podzieliła ona los kobiet tu opisanych, przypomniały mi się losy siostry mojego dziadka, która wyemigrowała za pracą do Francji i tam osiadła. Przypomniało mi się wiele opowieści znajomych bliższych i dalszych o ich przodkiniach. Co prawda te czasy minęły, ale ciągle kobiety mierzą się z gorszym traktowaniem, mają pod górkę z wieloma sprawami, w wielu obszarach są gorzej traktowane, spotykają się z niesprawiedliwością, lekceważeniem, obarczaniem winą. Niższe płace, odchowywanie dzieci i dbanie o dom to ciągle domena kobiet.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)