"... prywatność się kończy, gdy zaczynamy przeszkadzać otoczeniu, wolność jednostki kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność innych..." (str.123)
Czytanie książki Alaina Mabanckou nie było prostym i łatwym przeżyciem, z całą paletą emocji, z rwącym potokiem słów, soczystymi historiami i losami bohaterów i jego osobistym wątkiem wciągało i odpychało.
Autor snuje opowieść z serca swojej ojczyzny, Konga, w którym jest biednie, szaro, wilgotno i często beznadziejnie. Ludzie szukają ukojenia w alkoholu, uciechach cielesnych, w skromnych posiłkach. To opowieść przepełniona goryczą, podszyta groteską, aluzjami, zgorzkniałymi wspomnieniami i przeżyciami.
Bar "Śmierć kredytom" to miejsce spotkań różnej menażerii ludzkiej i ich losów. Właściciel tego baru poprosił jednego ze stałych bywalców o spisywanie historii gości i swojej. Tytułowy Kielonek, bo to jemu powierzono taka misję z pewną nieśmiałością zabiera się do zadania, ale z czasem idzie mu to coraz łatwiej. Nasz bohater zbiera historie bywalców baru jak koraliki i pozwala czytelnikom przyglądać się w nich jak w krzywym zwierciadle, bo żadna z nich nie jest oczywista. Kielonek zapisuje swoje opowieści w dość specyficzny sposób, może ze względu na swój alkoholizm, czyni to chaotycznie, czasami mętnie, jakby w zwidach i oparach wypitego trunku, zwłaszcza wyraźne jest to podczas wspomnień z małżeństwa, śmierci matki, utraty pracy.
Ta książka może być wyzwaniem dla czytelnika, bo jak określa zleceniodawca "to jeden wielki bajzel" (str 187) jedynym znakiem przestankowym jest przecinek, brak w niej ładu i składu, wymaga przeglądu redaktora, a z drugiej strony jest poszarpaną i autentyczną, niepudrowaną opowieścią, która wymaga skupienia, ale daje pogląd na to co jest nam dość odległe i co nie jest naszą rzeczywistością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)