"Obserwowali się jak obcy, chociaż byli znad jednej rzeki." (str. 63)
To niewielka opowieść o zmianach, które jednak nie są wyborem człowieka, ale zostały mu narzucone przez okoliczności, w tym przypadku smutne, bo wojenne, albo tuż powojenne. To trzy historie o tęsknocie i powrotach do miejsc urodzenia, wspominanie ważnych momentów i ludzi. Wspomnienia z nutami nostalgii, z obrazami z przeszłości, które siedzą w bohaterach i motywują do wracania, rozpamiętywania, do napawania się dziejami swojej rodziny, swojego kawałka świata.
Książka Anny Liminowicz przeniosła mnie w klimaty Mazur i Podkarpacia. Trochę przypominała mi inne książki o wspomnieniach, ale dla odmiany dodatkową aurę w niej tworzyły zdjęcia, dla mnie nienachalne, nietuzinkowe, dodające kolorytu tej opowieści.
Autorka opowiada o swoich bohaterach z delikatnością i szacunkiem, jest uważna, nie dodaje swoich komentarzy, słucha i zapisuje. Nie ma monopolu na opisywanie emocji, oddaje pole swoim bohaterom. Buduje swoje opowieści na rzeczach, które stanowiły jakąś osnowę wokół której dzieje się akcja. W pierwszej opowieści jest to dom, w drugiej most, w trzeciej jezioro i wyspa nad którymi latają ptaki obserwowane przez głównego bohatera tej części.
W "Zamalowanych oknach" znalazłam spokój z koszem sentymentów, które pobudzają do empatii i współczucia. Opowieść autorki jest nieśpieszna, malownicza, w której czuć to co opisuje: butwiejącą podłogę, spróchniałe pale, mech, wodę i kwiaty łąkowe. Dla mnie udane spotkanie z intymnymi obrazkami ludzi i ich przeżyciami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)