Lektura tej niezbyt obszernej książki nie jest ani łatwa, ani przyjemna zarówno ze względu na temat, ale też sposób opowieści, która snując się w rytm pociągu jest porwana czasowo, pogmatwana narracyjnie i nie dała się (u mnie tak było) przeczytać za jednym zamachem. Przyciągała by za chwilę odepchnąć i znów powrócić z głuchym dudnieniem kół rozpędzającego się pociągu, czasem przyhamowywała, innym razem szarpnęła niespodziewanie, by wreszcie stanąć na stacji, jakby zabrakło pary (a raczej w obecnych czasach prądu). Ta skomplikowana książka ma jednak jasne przesłanie, uwypukla problem samobójstw w Czechach.
Chcąc skupić się na głównej bohaterce trzeba sporo wysiłku, bo jej opowieść jest chaotyczna, emocjonalna, smutna i bolesna. Nie umie się pogodzić ze stratą bliskiej osoby. Jej losy to też nie bajka, na naszych oczach rozpada się nie tylko psychicznie, ale też fizycznie, co nie jest łatwo na początku zrozumieć, ale z biegiem stron wszystko się wyjaśnia, przynajmniej w warstwie fizycznej. Autorka pokazuje prozaiczność śmierci samobójczej, bez romantycznych uniesień i nadmiernych dramatów, ot szarość, codzienność, nie pogodzenie się z czymś, nie dawanie sobie rady z emocjami, wieczny niepokój, poczucie osamotnienia, itd....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)