Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 29 września 2025

Ćwiczenia z ciemności - Naja Marie Aidt

 

Czytając "Ćwiczenia z ciemności" towarzyszymy bohaterce w powolnym wychodzeniu z silnych zaburzeń lękowych zdiagnozowanych jako PTSD. Czytając stajemy się obserwatorami otwieranych ostrożnie furtek z przeżyciami, które złożyły się na chorobę. Bohaterka dotarła do takiego stanu, że nie jest w stanie być nigdzie, boi się tak wielu zachowań, męczy ją tak wiele przeżyć, które nie pozwalają oddychać, że może być trudno to zrozumieć, poczuć, czy postawić się w jej sytuacji. Kiedy jednak czytamy o kolejnych zdarzeniach w jej życiu, zastanawiamy się jak to wszystko uniosła. 

Autorce udało się wprowadzić mnie w stan silnego niepokoju, który pozwolił na wczucie się w przeżycia bohaterki. Czułam nakładające się na tą 57-latkę kolejne warstwy traum, wyobrażałam sobie jej ucieczkę w ciemne zakamarki duszy i mieszkania. Przeżywałam z nią przemocowe dzieciństwo i milczenie matki w tej sprawie, śmierć młodszej siostry, rozwód, lęk o swoich trzech synów, spotkania z matką. Dopingowałam w powolnym wracaniu do życia, szukaniu drobniutkich przyjemności, w otwartości na innych, czy w podjęciu próby pracy. Z przyjemnością czytałam o jej "stałym sztabie pomocowym" składającym się najwierniejszych przyjaciółek, które pomimo różnorodności swoich żyć trwają na posterunku czuwania nad nią, wciągają ją w codzienność.

To bardzo nietuzinkowa książka, ale jej czytanie boli, bo jest w niej wiele bólu, lęków, zadawanych ran i osamotnienia. A z drugiej strony jest moc przyjaźni, która nie pozostawia w samotności i opieki synowskiej. W końcowych akordach książki spotkamy nadzieję na lepsze jutro.

poniedziałek, 22 września 2025

Coast road: powieść - Alan Murrin

 

Powróciłam do Irlandii, dzięki autorowi Alan Murrain, tym razem do lat dziewięćdziesiątych, w "przeddzień"ważnych wydarzeń, czyli referendów i zmiany w konstytucji w sprawie zdelegalizowania zakazu rozwodów. Katolicka retoryka i zapisy w Konstytucji z 1937 roku restrykcyjnie określały wartość małżeństwa i zakaz rozwodów. 

W swojej książce autor poruszył dwa ważne wątki: sytuację kobiet, (mężatek w szczególności) oraz dzieci, które były często niemymi świadkami relacji rodzicielskich panujących w domach. Nie będę się rozpisywała czego ofiarami były kobiety i dzieci, bo to sprawa powtarzalna, najtrudniejszy w tym był systemowy zakaz rozwodów, nawet jeśli obie strony chciały i zgodnie stwierdzały, że związek się wypalił, że tkwią w nim bez obopólnej satysfakcji nie było możliwości stwierdzenia rozwodu przez instytucję do tego upoważnioną. 

Autor wprowadził nas w problem kreśląc historie kilku rodzin w małym nadmorskim miasteczku. Każda historia jest inna, ale każda pokazuje różne oblicza problemów w relacjach damsko-męskich. Pokazuje uwikłanie po jednej i po drugiej stronie, u kobiet niemożność szukania pomocy, narażania się na ostracyzm, samotność, smutek, apatię, poddanie się, u mężczyzn presję zarabiania na rodzinę, sprostania roli męża i ojca, czasem pod przymusem rodziców i uwarunkowań kulturowych. 

Atmosfera jest gęsta, daje argumenty do refleksji i wyciągania wniosków. Opowieść wciąga, jednoczy z bohaterkami, wzrusza. Nie umiem powiedzieć czy daje nadzieję, bo w tylu krajach na świecie podobne sytuacje cały czas mają miejsce, ale książka warta jest przeczytania. Oszczędna kompozycja krzyczy swoją prostotą.

czwartek, 18 września 2025

Samotnica. Dwa życia Marii Dulębianki - Samotnica. Dwa życia Marii Dulębianki

 

"Wielowiekowe nierówności - od dostępu do nauki przez swobodę rozporządzania majątkiem czy podróżowania po możliwość poświęcania się karierze zawodowej - sprawiły, że najważniejsze dzieła, czy to malarskie, czy literackie, czy muzyczne wychodziły spod ręki mężczyzny. (str. 86)

Lubię takie uczty książkowe. Po biografii Marii Konopnickiej wpadła w moje ręce biografia Marii Dulębianki. Dopełnieniem była jeszcze wystawa w Muzeum w Lublinie pt. "Co babie do pędzla", na której miałam niewątpliwą przyjemność oglądać obrazy malarki. Dodatkowo czytając fragmenty książki, gdzie bohaterki zakotwiczają swoje życie w Żarnowcu przypomniał mi się pokoik malarki na pięterku. Absolutna pełnia doznań.

Czytając książkę miałam wrażenie bycia w biegu, niemożności odnalezienia się w jednym miejscu podobnie jak bohaterka i jej przyjaciółka. Z jednej strony ciągła tułaczka i niedogodności związane z podróżami, z drugiej wolność decydowania o swoim miejscu, swoboda podejmowania decyzji, czerpanie przyjemności z różnorodnych miejsc. Kiedy dodatkowo wyobraziłam sobie długość tych podróży, czas jakiego wymagały i intensywność to kręciło mi się w głowie - nie tylko w przenośni.

Maria Dulębianka wywarła na mnie ogromne wrażenie, jej talent malarski, oratorski, samodzielność w życiowych wyborach, niezłomność w domaganiu się praw dla kobiet, które cały czas w tamtym okresie były w pełni zależne od mężczyzn. Oddanie drugiej osobie, troska o potrzebujących, bliskich i tych najbiedniejszych wzbudzała we mnie ogromny szacunek. Kobieta odważna, niepoddająca się przeciwnościom, ciepła i serdeczna, wykształcona, znająca języki, obyta w świecie. 

Relacja malarki i poetki była ogromnie wdzięczna w odbiorze, bo każda z nich lubiła być ze sobą, ale każda miała szacunek dla wolności tej drugiej osoby, uwielbiały ze sobą spędzać czas, ale kiedy tworzyły dawały sobie na to przestrzeń. Czerpały ze swojego towarzystwa, wspierały siebie tak na niwie twórczej, jak i codziennej. Były obyte, znały języki, podróżowały, miały pasje i zainteresowania, uwielbiały spacerować i wsłuchiwać się w potrzeby tej drugiej. Ich relacja była szczera i budująca, co szczególnie warte podkreślenia, wiedziały, że mogą na siebie liczyć, i wspierać się w biedzie. 

Gratulacje dla autorki za tytaniczną pracę i nie przytłoczenie biografii Marii Dulębianki, o której tak trudno było wyłapywać materiały, szeroko dostępnymi o Marii Konopnickiej. W mojej opinii odmalowała nam kobietę, którą przepełniało dobro i troska o innych, która w swoim życiu najmniej dbała o siebie, kobietę wielu talentów i możliwości, która dwadzieścia lat życia wiernie towarzyszyła w doli i niedoli swojej towarzyszce poetce. Chapeau bas.

To jednak nie wszystko, co mnie ujęło w tej książce, bo dodatkową wartość stanowi bardzo szeroko naświetlone tło historyczne, społeczne i polityczne. Tutaj także autorka nie żałowała wysiłku, aby wyszukiwać ludzi i fakty by wypełnić tło bohaterki/bohaterek. Dopełnienie stanowią reprodukcje obrazów, zdjęcia z wydarzeń. Wartościowe jest również kalendarium na końcu książki. Nic dodać, nic ująć, czytać.

piątek, 5 września 2025

Trzynasta opowieść - Diane Setterfield


W tej książce wrze od tajemnic, dziwnych zdarzeń, trudnych, żeby nie powiedzieć patologicznych relacji oraz zaskakujących splotów ludzkich losów. 

Autorka zbudowała opowieść o relacjach niezwykle silnych, wręcz niszczących, zabijających ciało i duszę, można by rzec tak biskich, że aż duszących i dusznych, nie pozwalających na radość z bycia z drugim człowiekiem. Dodatkowo pokazaną w książce specyficzną formą tej bliskości i zależności w relacji była ta pomiędzy bliźniaczkami. Zresztą w książce jest mnóstwo historii o nieudanych związkach, relacjach i stosunkach pomiędzy ludźmi. Ogólnie dla mnie "Trzynasta opowieść" spowita jest mrokiem, smutkiem, tęsknotami, zależnościami, przyzwyczajeniami i strachem. Mnóstwo w niej meandrów, niedopowiedzeń, z pozoru niepotrzebnych detali, które jednak mają swoje znaczenie dla całości. Ta zawiła opowieść, czasami męcząca i naszpikowana mocno oryginalnymi zachowaniami co poniektórych bohaterów, zawoalowana niedopowiedzeniami odsłania się po woli, aby wyjaśnić wszystko w końcowych tonach książki. 

Jeśli chodzi o bohaterkę opowieści, Vidę Winter, której losy spisywała młoda księgarka Margaret Lea, to mogłabym rzec, że jest to postać "mieszanka" powstała z różnych znanych pisarzy, celebrytów, gwiazd czy gwiazdek. Tworzy wokół siebie aurę tajemniczości poprzez podrzucanie coraz to nowych faktów ze swojego życia, po czym dementowanie ich i podrzucanie kolejnych, tak aby powiedzieć dużo, ale ciągle utrzymywać zainteresowanie swoją osobą i pisanymi książkami, które wydawała co roku przez kilkadziesiąt lat. To zapewne trzeba umieć, a ona była w tym wyśmienita. Zaciekawiała, przyciągała, omamiała, aby kolejnym razem wytrącić pewność co do przekazanych informacji, bo znowu karmić nowymi historiami "ze swojego życia". Jej prawdziwą historię poznajemy kiedy żyje już tylko resztkami sił.

Przeczytawszy "Trzynastą opowieść" mam mieszane uczucia, bo choć dotrwałam do końca, a niektóre części tej opowieści podobały mi się to były też takie, które wytrąciły mnie z przyjemności czytania, nie żebym była zszokowana zachowaniami bohaterów, ale raczej zawiłościami i nagromadzeniem dziwności w ich losach. Zatem to nie był zmarnowany czas, ale też nie było zachwytu.