Jak na debiut, to w mojej opinii całkiem udany. Książka z przesłaniem, z obrazowo poprowadzonym opisem problemów i na dodatek z zaskakującym zakończeniem. Autorka z półuśmiechem i ironią opowiada o problemach trzydziestolatków, którzy mają za sobą już kilka lat doświadczenia zawodowego, niektórzy zdążyli awansować, uzyskać niezły status materialny, żyć bez zobowiązań, lekko, przyjemnie korzystając z życia - to tak na pierwszy rzut oka. Gdzieś tam za kotarą tego "sukcesu", wolności, niezależności, swobody jest gorycz, poczucie samotności, beznadzieja bez widoków na poprawę sytuacji, pustka, wypalenie i poczucie bezsensu.
Czytając opowieść głównej bohaterki i narratorki zarazem miałam wrażenie równi pochyłej, po której emocjonalnie spada w dół, przynajmniej w pewnym obszarze życia. Niemniej bohaterka Marisa, to niezła aktorka, umie tak zakamuflować pewne problemy, że nieuważny współpracownik (a w jej środowisku większość w zachowaniu wykazuje nieuważność, powierzchowność i działa na pokaz) nawet nie zwróci na nie uwagi. Marisa tak wyćwiczyła swoje zachowania, gesty, słowa, że na pierwszy rzut oka to pełna energii, rzutka, otwarta na innych osoba. Dopiero po dotarciu do domu ten szczelny pancerz opada, rozsypują się rusztowania, które podtrzymują fasadę zawodową, opadają maski, miękną wyuczone pozy, i oto poznajemy prawdziwą bohaterkę. Marisa tak mocno buduje tą atrapę siebie na jednym gruncie, że już na pozostałych brakuje jej siły. Niestety, aby utrzymać tą fasadę musi "wspomagać" się środkami przeciw lękowymi, czy wspierającymi radzenie sobie z depresją. Ta dorosła kobieta nie potrafi zbudować trwałych relacji, nie jest pewna co chciałaby robić dalej, dlatego tkwi w tej niekomfortowej sytuacji i marzy, aby przytrafiło jej się coś, co ją uwolni od obowiązku bycia tam gdzie jest, co pozwoli z "twarzą" uciec z tej niewygodnej klatki.
Autorka ze znawstwem pokazuje mechanizm korporacji, w której panuje sztywna fasada pozorów, hipokryzji, zazdrości, gnania na oślep w przerysowane cele. Magię spotkań - online i stacjonarnych, narad, burzy mózgów, prezentacji, KPI, wyników, podległości, zależności, ścigania się w kreatywności, napompowanych i nieadekwatnych form względem realiów. Ten pęd napędza wzajemne frustracje, niechęci, animozje, przerzucanie się zadaniami i podkopywanie tych "innych". Mogłabym rzec, że autorka ukazuje sztukę biurowej prestidigitacji, gdzie uprawia się mnóstwo sztuczek w stylu "jak zrobić dobre wrażenie na kim trzeba", jak stworzyć małym wysiłkiem efekt "olśniewający" odbiorców, itp. Autorka daje w swojej książce sporo przykładów na powierzchowność, wyrachowanie, brak szczerości i zaufania, coś w stylu ładnych opakowań z zepsuta zawartością w środku. Pokazuje w prześmiewczy sposób wymuszony wyjazd integracyjny i zapychanie jego harmonogramu prezentacjami i warsztatami prowadzonymi przez pracowników. (to znam z realu)
Choć z pewną dozą humoru, to w głębi "duszy" nie jest to opowieść wesoła, pokazuje pustkę, samotność, grę pozorów i miałkość relacji. Opowieść wciąga, jest emocjonalna i obfituje w zaskakujące zdarzenia.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)