Capa to wieczny podróżnik, niespokojny duch, który ciągle coś robił, gdzieś bywał, coś tworzył.
Jego osobiste losy były trudne, bo to i bieda i półsieroctwo, śmierć brata, emigracja, tułaczka, wojna. Ale ta ostatnia właśnie dała mu rozgłos i pieniądze na przeżycie. Nie zatrzymywał się jednak na długo, gnał ciągle do przodu, napędzany chęcią życia, zrobienia ważnych zdjęć, zobaczenia miejsc ważnych politycznie i historycznie. Był w środku wojen, ale też wewnątrz powstawania państwa Izraelskiego, udokumentował powojenną Polskę, Czechosłowację i Węgry. Pojechał do Japonii, aby oderwać się od wojny i zrobić zdjęcia dzieciom, jednak nie na długo, bo "matka wojna" upomniała się o niego. Pojechał do Indochin, gdzie rozpoczął się konflikt zbrojny, niestety była to jego ostatnia wyprawa. Zginął z aparatem w ręku.
Warto wspomnieć, że Robert Capa był współzałożycielem agencji fotograficznej Magnum, aby ta dbała finansowo o fotografów. Otrzymał odznaczenie Medal Wolności, napisał książki, nakręcił film i zrobił ogromną ilość zdjęć.
Dla mnie dodatkowym atutem tej książki były czasy i ludzie z, którymi fotograf szybko się zaprzyjaźniał. Do jego przyjaciół i znajomych należeli Ernest Hemingway, Gary Cooper, John Huston, Irwin Show, John Steinbeck, Ingrid Bergman.
Czytając tą książkę zanurzyłam się w wir ważnych wydarzeń historycznych a działo się bardzo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)