Szukaj na tym blogu

niedziela, 24 listopada 2024

Zasypani. Sekretne życie śmieci - Oliver Franklin-Wallis

 

"I to w ten sposób nasze odpady istnieją dłużej niż my - jako przetworzone przez nas miejsca. Kopce śmieci, wzgórza odpadów górniczych, stawy z odpadami płynnymi. Odpady jako pomnik, odpady jako geoinżynieria." (str. 309)

Czy tylko taką spuściznę jesteśmy w stanie zostawić przyszłym pokoleniom? Borykanie się z odpadami zostawionymi przez przeszłe pokolenia, usuwanie bezrefleksyjnych skutków ich działań? "...przerzucimy sprzątanie tego bałaganu na naszych potomków?" (str. 310)

Książka Oliviera Franklin-Wallisa opisuje różne obszary zagadnienia śmieci, które produkujemy bez opamiętania, refleksji, jakby cudownie znikały za naszymi drzwiami i nie było po nich śladu. Tak się oczywiście nie dzieje, zasypujemy odpadami, czy śmieciami co tylko możliwe: jeziora, rzeki, oceany, dziury w ziemi, pustynie, góry, lasy, itd. Tworzymy nowe śmieciowe krajobrazy: wyspy plastiku na oceanie, góry, wysypiska, hałdy, strumienie... Toniemy dosłownie w śmieciach: stałych, ciekłych, gabarytowych i mikro, problematycznych i niebezpiecznych, konsumujemy plastik, myjemy się w chemii, oddychamy niebezpiecznymi związkami chemicznymi, itd. Poddajemy się oszukańczym praktykom firm, zwłaszcza globalnym koncernom, kiedy wmawiają nam, że poddają odpady recyklingowi, że zagospodarowują je na różne sposoby, że dbają o to, aby środowisko i konsumenci nie ponosili konsekwencji w związku z ich lawinowo narastającą ilością, ale to są tylko mrzonki i zielona ściema. Coś co zostaje wyprodukowane nie pozostaje obojętne dla środowiska, nie znika jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, nawet jeśli nie widzimy tych odpadów po wyniesieniu z mieszkania, one nie znikają, lądują np. na drugim końcu świata na "rajskiej" niegdyś plaży.

Autor bardzo ciekawie przedstawia problem odpadowy poprzez różne jego oblicza i przekrój morfologiczny. Prowadzi nas różnymi ścieżkami odpadów generowanych w domach. Dzięki niemu odwiedzamy, firmę odpadową, recyklingową, spalarnię, wysypiska śmieci (bardzo różne), gałąź odpadową w obszarze charytatywnym, bazary w Ghanie, system rur, które odprowadzają ścieki Londynu. Śledzimy gospodarowanie żywnością, tworzenie kompostowników, przepływy używanej elektroniki i tekstyliów, wytwarzanie skór, handel odpadami niebezpiecznymi, m.in. paliwa nuklearnego, części z odpadów elektronicznych, baterii, odpadów pokopalnianych i wiele innych. Odpady stały się też biznesem, niestety często z pogranicza prawa, albo wręcz przestępczym. To biznes, który ma się spinać na różnych jego etapach, a konkurencja nie śpi, bo ponoć "Śmieci jednego człowieka są skarbem drugiego". (str. 16)

Generalnie dostajemy bardzo rzetelną dawkę wiedzy, danych, faktów i obrazu holistycznego zagadnienia odpadów oraz problemów jakie one generują, od zużywania zasobów do ich marnowania, ogromnego zanieczyszczenia, zmarnowanych miejsc na inne cele, itd. Zaczynamy od szerokiego kontekstu odpadów, ich historii, rozwoju i rozpędu. Dostajemy opowieść o różnych typach odpadów i co z nimi się dzieje po ich pierwotnym użyciu, jaki odpad jest największym utrapieniem współczesnego świata. Czytamy o ich niebezpiecznej stronie pod względem środowiskowym i społecznym, a także rodzącym patologie i niebezpieczne sytuacje. Autor szukał w swojej podróży śmieciowej rady na odwrócenie stanu rzeczy, nadziei na zmianę w podejściu firm i konsumentów na generowanie odpadów, ale nie znalazł.

Kilka informacji:

Każdego roku na świecie powstaje 62 miliony ton ubrań, co przekłada się na 80-150 miliardów sztuk odzieży przeznaczonych dla 8 miliardów ludzi. Branża modowa odpowiada za 10 proc. globalnej emisji gazów cieplarnianych, a łańcuchy dostaw odpowiadają za około dwie trzecie tych emisji. W 2018 roku H&M przyznał, że w magazynach zalegają niesprzedane ubrania za 4,3 miliarda dolarów, z których większość miała zostać spalona lub wyeksportowana, a odsetek spalanych ubrań wzrasta wraz z rozwojem handlu internetowego. (str.133, 134)

Według organizacji charytatywnej WRAP w Wielkiej Brytanii wyrzuca się rocznie 6,6 miliona ton żywności nadającej się wciąż do spożycia, czyli 10 miliardów posiłków. Najwięcej marnuje się chleba, mięsa, mleka, ale marnowany jest również potencjał gruntów rolnych, wody, energii i zasobów ludzkich. (str. 188)

Warto zobaczyć: tekstylne wysypisko w Atakama, "Plastikowe Chiny", plaże Akry, wyspę plastiku na Pacyfiku, górę Ghazipur, Tar Creek, i wiele podobnych straszliwości śmieciowych.

sobota, 23 listopada 2024

Epoka człowieka. Retoryka i maraz antropocenu - Ewa Bińczyk


W "Epoce człowieka" profesor Ewa Bińczyk dokonuje diagnozy katastrofy antropocenu, czyli epoki, w której działalność człowieka doprowadza świat na skraj zapaści ekologicznej. To jest książka o tym jak człowiek, oczywiście w swojej skali, podcina sobie gałąź na której siedzi i jeszcze to wypiera albo bagatelizuje. Czyni to poprzez techniki wyparcia i zaprzeczenia na poziomie jednostki oraz technologie i media na poziomie działań wielkich korporacji m.in. koncernów paliwowych, firm technologicznych czy tekstylnych.

Autorka podaje definicje, które towarzyszą retoryce na temat niekorzystnych zjawisk w świecie, czyli: "Denializm dosłowny, polega na wyparciu wiedzy o danym fakcie. Denializm objaśniający/interpretatywny polega na przyjęciu faktu wraz z poddaniem go alternatywnej interpretacji - to jak porównać z określeniem ofiar cywilnych konfliktów zbrojnych - "szkody towarzyszące". Denializm implikacyjny świadomie przyjęta postawa bierności w obliczu ignorowanego problemu." (str. 63) Ciągle mnie to zastanawia obserwując ludzi z mojego bliskiego i dalszego otoczenia, wykształconych, oczytanych, którzy nie interesują się co dzieje się z ich domem, którym jest nasza planeta, to smutne i przerażające, kiedy słyszę od nich argumenty wprost z powyższych trzech obszarów denializmu. To tak jak z mieszkaniem w bloku, dopiero jak mieszkaniec bezpośrednio jest dotknięty zaniedbaniami spółdzielni (zarządcy) zaczyna się interesować do kogo ma się udać po naprawę tego stanu rzeczy, a przecież mógł się tym interesować na bieżąco, bo to jest jego dom, cały czas, na dobre i na złe dopóki tu mieszka.

Obecnie jest taka dostępność danych, informacji, wiarygodnych opracowań, które pokazują, że przekroczyliśmy już wiele czerwonych linii granic planetarnych, że wydawałoby się, że powinniśmy zacząć działać na poważnie, aby ten proces odwrócić, ale nie. Zgodnie z badaniami MEA i IGBP, mamy do czynienia z wielkim przyśpieszeniem, a za punkt zwrotny uznaje się 1950 rok (ten rok uznaje się za początek antropocenu). Wielkie przyśpieszenie "oznacza nieobserwowalną wcześniej intensyfikację wpływu człowieka na systemy planetarne, przez co zmierzamy do przekroczenia wielu punktów przełomowych równocześnie." (str. 90)

Ze względu na akademicki i naukowy charakter tej książki, dostarcza ona mnóstwa danych opartych na licznych opracowaniach, badaniach, dokumentach międzynarodowych i innych książkach z podobnego obszaru. Dzięki niej otrzymamy mnóstwo wiedzy, danych i argumentów o antropocenie pchającym ludzi nad przepaść. Autorka przytacza dane o nierównościach społecznych, poziomach w dostępie do energii, wody, edukacji, niszczeniu środowiska, szaleństwie konsumpcji a co za tym idzie niespotykanej dotychczas ilości odpadów na które nie mamy pomysłów. Pokazuje, że obiecywane rozwój techniki i technologii a także niespotykane w swojej skali zachłanne korzystanie z paliw kopalnych nie przyniosły dobrobytu dla wszystkich a tylko dla wybranych, przy okazji degradując środowisko i pogrążając tych biedniejszych. Uświadamia, że traktaty o "wolnym handlu" zabijają małe, lokalne biznesy, a w zamian jesteśmy zalewani dobrami z dalekich krajów, które mają wpływ na gęstą sieć połączeń transportowych, marnowanie żywności, wylesianie, zanieczyszczanie, itd. Zwraca uwagę na swoisty fetysz wzrostu PKB,czyli ciągłej pogoni za rozwojem (a raczej nadprodukcja i nadkonsumpcja)  a tak naprawdę to sztucznie wytworzony mit, który na planecie o skończonych zasobach prowadzi do opłakanych skutków. "Mamy do czynienia z dialektycznym połączeniem akumulacji kapitału, pogoni za władzą i procesów wytwarzania natury. Epokę kapitolocenu powinniśmy jak najszybciej zakończyć, w imię emancypacji życia na Ziemi." (str. 158)

Destabilizacja klimatu ma dalekosiężne skutki dla każdego, tu i teraz i w każdej szerokości geograficznej. Generuje realne problemy dla jednostki, społeczności i państw, w obszarach środowiskowych, społecznych i praw człowieka. I choć "Coraz więcej instytucji wymusza dziś wycenę usług ekosystemowych, np. UE w programach. Próbuje się też wycenić koszty utraty bioróżnorodności." (str. 124), wprowadza regulacje umowy, ramy i fundusze "Szkód i strat" to dane pokazują, że produkcja wzrasta, wydobycie wzrasta, poziom CO2 pikuje...Bogaci tego świata wymyślają sposoby opuszczenia tej planety, przeniesienia się na Marsa, co jest tylko niemoralną i szkodliwą retoryką, przepełnioną pychą i egoizmem, zabawą dla bogatych. "Z punktu widzenia antropologii czy dylematów egzystencjalnych możemy zapytać: kim jest człowiek - gatunek, który dokonuje destabilizacji warunków życia epoki holocenu na Ziemi, rozważa ucieczkę na stacje kosmiczne i podbój innych planet?" (str. 162)

Ważnymi problemami jakie autorka porusza w swojej książce po pomysłach opuszczenia zniszczonej planety są inżynieria środowiskowa, czyli drogie, niesprawdzone w naturalnych warunkach pomysły na zatrzymanie skutków ubocznych rozchwianej planety, m.in. odbijanie promieni słonecznych za pomocą luster umieszczanych na orbicie, wychwytywanie i składowanie CO2, rozbijanie chmur za pomocą aerozoli. To kolejne mrzonki, które niosłyby ogromne koszty dla ludzi i środowiska, ale co najważniejsze nie zajmowałyby się przyczyną.

Opisuje też, jak koncerny paliwowe i wielkie korporacje sponsorują finansowo tworzone na własne potrzeby instytuty, które manipulują danymi, piszące fałszywe artykuły. Jak korumpują polityków zwłaszcza konserwatywnych, aby ci pozwalali dalej czynić szkody środowiskowe i społeczne. Jak kreują nowe funkcje w tym systemie "producentów wątpliwości", "handlarze wątpliwości".

To ważna książka, bo pokazuje szerokie spektrum problemów z jakimi przyszło mierzyć się ludziom, dlatego, że nie dbają o własną planetę. "W naszych rękach leży przyszłość takich uwarunkowań, dzięki którym możliwe jest dalsze istnienie znanych nam form organizacji społecznej i ekonomicznej. Chodzi o przetrwanie ekosystemów umożliwiających rolnictwo, a tym samym gospodarkę, do której przywykliśmy. Chodzi o to, by podnoszenie się poziomu morza, susze, powodzie i anomalie pogodowe nie doprowadziły do konfliktów, które rozsadzą znane nam struktury polityczne oraz prawne. W tym sensie zagrożenie klimatyczne dotyczy przede wszystkim społeczeństwa, świata ludzkiego, a nie samej planety czy przyrody w ogóle." (str. 279) Potrzebna nam jest zatem empatia, solidarność i dbałość o szersze dobro, nie ograniczanie się do swoich czterech ścian. Ważne jest to, jeśli nie najważniejsze, że szkodzimy przede wszystkim sobie, przyroda bez nas sobie świetnie poradzi.

czwartek, 14 listopada 2024

Histeria sztuki, niemy krzyk obrazów - Sonia Kisza


"Wsłuchaj się uważnie w niemy krzyk obrazów. Kto wie, może poznasz prawdę?"

Autorka, znawczyni biblii, mitologii, sztuki i szerzenia o niej wiedzy zaprosiła czytelników na niezwykłą wystawę podczas której pokazywała i objaśniała dzieła sztuki starożytnej i średniowiecznej. Zrobiła to jednak przez soczewkę skierowaną na kobiety zarówno te na obrazach jak i te, które te obrazy tworzyły.

"Na histerię możemy patrzeć jak na ogólną odpowiedź na opresyjny świat patriarchatu, język uciśnionych kobiet, które - uciszane wybuchały i nadal wybuchają." (str 17)

Książka napisana przez kobietę, która podąża kobiecymi tropami w sztuce, pewne dzieła odkrywa a inne pokazuje na nowo poprzez pryzmat pierwiastka żeńskiego. Czasem wyciąga dzieła z kątów magazynów, interpretuje na nowo, porównuje albo odbrązawia. Każdy rozdział to nowa opowieść, która zawiera jakąś myśl przewodnią, czasami jest bardzo intymna, subtelna, innym razem brutalna lub wyuzdana. Opowieści pokazują kobiety żywe i żywiołowe, z ich cielesnością, emocjami, dobrem i zepsuciem. Mamy słodką cnotę,  jawne zło, piękno i brzydotę, gwałt i zemstę, równość i podległość.

"Kobietom zabiera się prawa do cielesnej autonomii, utożsamia się ich ciała z towarem, czymś, co ma być atrakcyjne, czyste i miłe do oglądania. Kult dziewictwa, przymus skromności czy cnotliwości rozumianej bardzo restrykcyjnie w wielu regionach świata nadal regulowany jest przez prawo, a próby zmian społecznych są brutalnie tłumione - nie tylko poprzez ostracyzm.... Pozorna "troska" o dobro kobiet jest niczym innym jak mizoginią..." (str. 198)

W mojej opinii jest to książka dla każdego, ale szczególnie dla tych, którzy od sztuki stronią, bojąc się, że czegoś nie zrozumieją, źle zinterpretują, wydarza błędna opinię. Podobało mi się, że autorka na początku dała prostą instrukcję czy swoisty drogowskaz jak się ze sztuką obchodzić, jak iść własną drogą przy odkrywaniu i patrzeniu na obrazy czy rzeźby. Autorka namawia do kierowania się własnymi emocjami przy krytykowaniu dzieł, odczytywaniu ich znaczeń, itd.... Motywuje do wyrażania pełnej gamy odczuć i nie zamykania się ani na nie ani na różne oblicza sztuki. Według niej i mnie też, warto szukać, obcować, poszukiwać, czerpać i ponawiać te poszukiwania i odkrycia.

"Sztukę można traktować jak ozdobę, a można jak religię. Może być portalem do innego świata albo inspiracją na łazienkowe kafelki." (str. 21)

Sonia Kisza pokusiła się o napisanie ciekawej, dowcipnej książki, idąc trochę pod prąd, łamiąc schematy i szablony. Miałam wrażenie, że zdjęła te ważne i drogocenne dzieła z pilnie strzeżonych ścian czy skarbców i podała przeciętnemu odbiorcy w sposób przyjemnie prosty, aby uszczknął coś dla siebie z ich piękna i doskonałości. Pokazała talent i mądrość kobiet na nowo a czasami nawet odkryła. Dodatkowym atutem książki są ilustracje wielu obrazów, często z porównaniami lub zbliżeniami na szczegół. Podsumowując miałam z niej wielką przyjemność czytania.

niedziela, 3 listopada 2024

Kielonek - Alain Mabanckou


"... prywatność się kończy, gdy zaczynamy przeszkadzać otoczeniu, wolność jednostki kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność innych..."
(str.123)

Czytanie książki Alaina Mabanckou nie było prostym i łatwym przeżyciem, z całą paletą emocji, z rwącym potokiem słów, soczystymi historiami i losami bohaterów i jego osobistym wątkiem wciągało i odpychało. 

Autor snuje opowieść z serca swojej ojczyzny, Konga, w którym jest biednie, szaro, wilgotno i często beznadziejnie. Ludzie szukają ukojenia w alkoholu, uciechach cielesnych, w skromnych posiłkach. To opowieść przepełniona goryczą, podszyta groteską, aluzjami, zgorzkniałymi wspomnieniami i przeżyciami.

Bar "Śmierć kredytom" to miejsce spotkań różnej menażerii ludzkiej i ich losów. Właściciel tego baru poprosił jednego ze stałych bywalców o spisywanie historii gości i swojej. Tytułowy Kielonek, bo to jemu powierzono taka misję z pewną nieśmiałością zabiera się do zadania, ale z czasem idzie mu to coraz łatwiej. Nasz bohater zbiera historie bywalców baru jak koraliki i pozwala czytelnikom przyglądać się w nich jak w krzywym zwierciadle, bo żadna z nich nie jest oczywista. Kielonek zapisuje swoje opowieści w dość specyficzny sposób, może ze względu na swój alkoholizm, czyni to chaotycznie, czasami mętnie, jakby w zwidach i oparach wypitego trunku, zwłaszcza wyraźne jest to podczas wspomnień z małżeństwa, śmierci matki, utraty pracy. 

 Ta książka może być wyzwaniem dla czytelnika, bo jak określa zleceniodawca "to jeden wielki bajzel" (str 187) jedynym znakiem przestankowym jest przecinek, brak w niej ładu i składu, wymaga przeglądu redaktora, a z drugiej strony jest poszarpaną i autentyczną, niepudrowaną opowieścią, która wymaga skupienia, ale daje pogląd na to co jest nam dość odległe i co nie jest naszą rzeczywistością.

Zamalowane okna - Anna Liminowicz

 

"Obserwowali się jak obcy, chociaż byli znad jednej rzeki." (str. 63)

To niewielka opowieść o zmianach, które jednak nie są wyborem człowieka, ale zostały mu narzucone przez okoliczności, w tym przypadku smutne, bo wojenne, albo tuż powojenne. To trzy historie o tęsknocie i powrotach do miejsc urodzenia, wspominanie ważnych momentów i ludzi. Wspomnienia z nutami nostalgii, z obrazami z przeszłości, które siedzą w bohaterach i motywują do wracania, rozpamiętywania, do napawania się dziejami swojej rodziny, swojego kawałka świata. 

Książka Anny Liminowicz przeniosła mnie w klimaty Mazur i Podkarpacia. Trochę przypominała mi inne książki o wspomnieniach, ale dla odmiany dodatkową aurę w niej tworzyły zdjęcia, dla mnie nienachalne, nietuzinkowe, dodające kolorytu tej opowieści.

Autorka opowiada o swoich bohaterach z delikatnością i szacunkiem, jest uważna, nie dodaje swoich komentarzy, słucha i zapisuje. Nie ma monopolu na opisywanie emocji, oddaje pole swoim bohaterom. Buduje swoje opowieści na rzeczach, które stanowiły jakąś osnowę wokół której dzieje się akcja. W pierwszej opowieści jest to dom, w drugiej most, w trzeciej jezioro i wyspa nad którymi latają ptaki obserwowane przez głównego bohatera tej części. 

W "Zamalowanych oknach" znalazłam spokój z koszem sentymentów, które pobudzają do empatii i współczucia. Opowieść autorki jest nieśpieszna, malownicza, w której czuć to co opisuje: butwiejącą podłogę, spróchniałe pale, mech, wodę i kwiaty łąkowe. Dla mnie udane spotkanie z intymnymi obrazkami ludzi i ich przeżyciami.