W rocznicę śmierci Filipa wdowa po nim Zuzanna organizuje spotkanie z jego trójką przyjaciół Zdenką, Kostią i Kalibanem. Od tego spotkania zaczynamy poznawać każdego z bohaterów, którzy są tak różnorodni, że aż trudno uwierzyć, że była jakaś siła, która ich spajała, ale po śmierci Filipa nic już nie było takie same.
Narracja jest skonstruowana poprzez przeplatane opowieści czwórki bohaterów, o których wraz z upływem stron dowiadujemy się coraz więcej. Ich opowieści są dziwne, smutne, wstrząsające, ale wszystkie ukazują wielką pustkę wokół nich. Choć bohaterowie mają po trzydzieści lat, miałam wrażenie jakby albo nie dojrzeli, albo już zmęczyli się życiem i stanęli na jakimś rozdrożu, przerażeni co dalej. Podejmują niezrozumiałe decyzje, uciekają, kryją się przed samymi sobą i innymi, nie znajdując spokoju, miejsca, "kręcą" się to tu to tam... Jest w nich dużo niepokoju, złości, żalu, oplatającej jak bluszcz samotności. Niespełnione miłości, zaprzepaszczona bliskość, wypielęgnowana obcość, powracająca niedojrzałość, poszukiwanie czegoś co nada sens im, ich pracy, relacjom, życiu to elementy które wychynęły z tej książki.
Autorka pokazała jak trudno jest nawiązywać relacje, jak bardzo samotność potrafi oplatać człowieka i jak trudno się w niej odnaleźć. Choć historie są melancholijne to jednak końcowe akordy wnoszą weselsze nuty, dają nadzieje na nowe relacje i przyszłość.
To jest opowieść w której przeplata się wiele, bo oprócz wątków snutych przez bohaterów, dostajemy wstawki z książki "Grzybnia" od której ta książka zaczerpnęła tytuł. Wiele w niej symboli, odwołań do jakiejś onirycznej przestrzeni i bytów. Autorka dała tez pole do własnych interpretacji, przemyśleń i refleksji. Zapewne nie każdy się w niej rozsmakuje, ja też nie od razu rozsmakowałam się w niej, ale z biegiem czasu pamiętam wątki, a to znaczy, że książka zostawiła we mnie to "coś".