Szukaj na tym blogu

czwartek, 30 października 2025

Żądło - Paul Murray

 
"Może potworności są nieodłączną cechą wszystkich epok. Może każde społeczeństwo ma na sumieniu straszne, tylko że potem ludzie udają, że nic nie wiedzieli. Jeśli dzieci pytają, to się im mówi, że wszyscy chcieli dobrze." (str. 453)

„Żądło” to powieść, która nie tyle opowiada historię, co wciąga czytelnika w emocjonalny labirynt, z którego trudno się wydostać. Od pierwszych stron czułam niepokój, czasem subtelny, a innym razem paraliżujący, wszechobecny, narastający wraz z poznawaniem kolejnych bohaterów. Nikt z bohaterów nie jest tutaj jednowymiarowy, spójny, oczywisty, autor w ciekawy sposób buduje atmosferę i odkrywa każdego z nich z różnych stron jako osobę i członka rodziny. Murray nie daje czytelnikowi komfortu dystansu; wręcz przeciwnie, zmusza do wejścia w ich życie, w ich lęki, w ich dramaty. To sprawia, że czytając, nie tylko obserwujemy, ale współodczuwamy, martwimy się, współczujemy, a czasem nawet czujemy bezsilność wobec tego, co nadchodzi i jakie konsekwencje poniosą.

Choć książka jest obszerna, nie ma w niej zbędnych fragmentów. Każdy rozdział jest jak kolejny element układanki, który odsłania mechanizmy rządzące ludzkimi relacjami i społecznymi strukturami. Autor pokazuje, jak głęboko zakorzenione są stereotypy i schematy, które determinują nasze wybory. Strach przed opinią innych staje się tu siłą destrukcyjną, prowadzi do zakłamywania siebie, do życia w roli, która nie jest nasza, a w konsekwencji do rozpadu bliskości, więzi, rodziny, a nawet całych społeczności.

 Autor mistrzowsko buduje atmosferę zagrożenia, która nie opuszcza nas aż do ostatniej strony, tym bardziej że zakończenie pozostaje otwarte, dając przestrzeń na własne interpretacje i domysły. Autor nie daje poczucia zamknięcia, nie oferuje łatwego katharsis. Zamiast tego pozostawia przestrzeń na refleksję i pytanie: co dalej? Ten brak jednoznaczności sprawia, że książka może zostać na długo po przeczytaniu ostatniej strony.

To powieść o rozpadzie, ale nie tylko. To także opowieść o tym, jak bardzo jesteśmy podatni na presję społeczną, jak łatwo stajemy się ofiarami ostracyzmu i pośmiewiska, gdy próbujemy być sobą. Smutno czyta się o tym, jak lęk przed oceną potrafi zniszczyć człowieka, ale jednocześnie trudno nie dostrzec w tym odbicia naszej rzeczywistości. „Żądło” jest lustrem, w którym odbija się współczesny świat – pełen pozorów, presji i nieustannej walki o akceptację. Pokazuje potrzebę niektórych bohaterów od uwolnienia się od skostniałych konstrukcji, które sami stworzyliśmy, albo tych najnowszych, które sobie narzuciliśmy, bez których trudno nam sobie wyobrazić codzienność. "Victor unosi plastikową torebkę ze swoim telefonem w środku. Od dawna chciałem to zrobić, mówi. Odkłada ją na pniak, po czym uderza z całej siły młotkiem." (str. 454)

Autor zawarł też aktualne tematy i pytania o przyszłość wobec zmian klimatycznych i ich niepoznanych konsekwencji dla naszego gatunku. "Jeśli chcemy stawić czoło wyzwaniu tak totalnemu jak zmiany klimatu, musimy być razem. Bicie w bęben tylko jednej sprawy, domaganie się od innych, by patrzyli na twoja maskę - nieważne, czy jest nią symbol statusu, seksualności, rasa wyznanie czy cokolwiek innego - to droga donikąd. Możemy w ten sposób zdobyć trochę uwagi dla własnej partykularnej podgrupy, może nawet wywalczyć drobne ustępstwa. Ale to będzie przestawianie leżaków na tonącym statku. Globalna apokalipsa nie dba o politykę tożsamości, o to, do kogo się modlicie ani po której stronie granicy mieszkacie. Osoby cis, trans, czarne, białe, naukowcy, artystki, koszykarze, księża - ludzie wszystkich wyznań i kolorów skóry dostaną tym obuchem. I to jest kolejna rzecz, która nas łączy. Wszyscy żyjemy w momencie dziejowym, w którym gatunek ludzki zdecyduje, czy przetrwa." (str. 446) Nie myślimy co będzie, jak przygotować się na zmiany chociaż je widzimy, pędzimy za codziennym konsumpcjonizmem, akceptacją, zabawą i bezrefleksyjnym konformizmem. "Podnosisz rękę. Czy to nie dziwne, że poeci wszędzie widzą przyrodę, ale nie widzą, że ona się kurczy? Gdy czyta się te wiersze, można odnieść wrażenie, że świat natury nadal jest tak samo bogaty, a przecież w ciągu ostatnich czterdziestu lat mnóstwo zwierząt i siedlisk zniknęło z powierzchni ziemi. Jak oni mogli tego nie dostrzegać? Tej zagłady gatunków? Skoro są tacy spostrzegawczy? Rozglądam się i widzę świat, który jest niszczony. Prawdziwa poezja opisywałby spacer po wielkim cmentarzysku albo wysypisku śmieci. Przyrodę można znaleźć już tylko w wierszach. To jeden wielki pic na wodę. Nawet ludzie wrażliwi kłamią, mówisz. Nie, wcale tego nie mówisz, tylko jak zwykle siedzisz w milczeniu. (str. 464) Jakże to wymowne, ta cisza, brak odwagi, niechęć do zagłębiania się, do patrzenia dalej, szerzej. 

Książka, która nie tylko opowiada historię, ale zmusza do myślenia, o nas samych, o naszych relacjach, o tym, jak bardzo pozwalamy, by opinia innych kształtowała nasze życie. To lektura wymagająca, ale niezwykle wartościowa dla każdego, kto chce zrozumieć mechanizmy rządzące ludzką psychiką i społeczeństwem. „Żądło” to smutna, ale niezwykle ważna opowieść o rozpadzie: człowieka, rodziny, wspólnoty i świata, który znamy. To książka, która nie daje prostych odpowiedzi, ale stawia trudne pytania o to, kim jesteśmy i jak bardzo pozwalamy, by lęk przed oceną kształtował nasze życie. W tej książce nie można być pewnym niczego i nikogo...

Dodatkowo mamy ciekawą strukturę, różny charakter opowieści bohaterów, co tylko podkreśla ich indywidualizm, a także wspaniałe tłumaczenie, które stawiają książkę wysoko w mojej opinii.

piątek, 24 października 2025

Jak zdobywaliśmy Pomorze. Mroczne historie z ,,ziem odzyskanych" - Artur Domosławski, Magdalena Grzebałkowska i inni

 

„Jak zdobywaliśmy Pomorze” to zbiorowy reportaż, który tak naprawdę skupia się tylko na niewielkim wycinku Pomorza, bo autorzy opisywali historie ludzi, miejsc, zdarzeń i rzeczy z Darłowa i jego okolic. Autorzy, każdy na swój sposób i w swoim stylu, pokazali proces przejmowania poniemieckich ziem po II wojnie światowej. Sięgnęli po bardzo różne historie, często przemilczane, zmitologizowane lub po prostu zapomniane.

Niektóre rozdziały to dobrze skonstruowane opowieści, które nie tylko informują, ale też budują emocjonalną więź z bohaterami. Szczególnie poruszające są fragmenty o Niemcach, którzy nie chcieli wyjeżdżać, i Polakach, którzy nie chcieli dopytywać i zagłębiać się w historie wrogów. To też opisy okrucieństwa rosyjskich wyzwolicieli/bandytów, którzy krzywdzili zarówno wrogów jak i tych których mieli oswabadzać. To historie pełne napięcia, bólu, nieoczywistości i moralnych dylematów.

Ciekawy dla mnie był rozdział poświęcony działom, z pozoru techniczny, ale można go było odczytać jako metaforę psychologiczną. Ukazywał bowiem obsesję Hitlera na punkcie monumentalności i siły, co nadało tej części niemal groteskowego wymiaru. To świetny przykład, jak detale mogą odsłaniać większe mechanizmy władzy i propagandy, a przy okazji pokazywało jak otoczenie Hitlera było nieme wobec niego.

Niektóre rozdziały były nieco przegadane, niewiele wnoszące, zbyt rozwlekłe, jakby autorzy nie mogli zdecydować, o czym chcą opowiedzieć. 

Książka jako całość jest warta uwagi, choćby ze względu na wielość zawartych w niej materiałów archiwalnych: zdjęć, listów, urywków osobistych dzienników, wspomnień z tego regionu.

poniedziałek, 13 października 2025

Tłusty róż - Fernando Trias


Sięgnęłam po „Tłusty róż” Fernandy Trías z dużym zainteresowaniem. Opis zapowiadał coś oryginalnego, bo dystopijną opowieść o katastrofie ekologicznej, ale też o opiekuńczości, samotności, lęku. Pierwsze kilkadziesiąt stron rzeczywiście wciągnęło mnie. Autorka buduje duszny, niepokojący klimat. W tle mamy tajemniczą zarazę, czerwony wiatr, zamknięte miasto i bohaterkę, która jak Don Kichot zostaje, by opiekować się zgryźliwą matką, byłym mężem i chłopcem, którego trawi straszna choroba i być może przez nią został odrzucony przez własnych rodziców. Zostaje by radzić sobie w tym skomplikowanym, obwarowanym ramami, przepisami i alertami małym świecie, by zdobywać jedzenie, ciułać pieniądze na wyjazd do Brazylii, który może nie dojść do skutku, ale którego warto się trzymać w tej niepewności.

Ale im dalej w książkę, tym bardziej narastało moje znużenie. Fabuła się rozmywa, wiele wątków zostało niedokończonych. Wciąż pojawiały się nowe obrazy i symbole, ale bez pogłębienia. Niektóre myśli były urwane, jakby autorka celowo nie chciała czegoś dopowiedzieć. Czasami to buduje atmosferę, ale tutaj zaczęło mnie po prostu męczyć.

Tytułowy „tłusty róż”, który początkowo wydawał się ciekawą metaforą, z czasem stał się dla mnie ciężarem. Narastał gdzieś w głowie, dławił, zamiast otwierać nowe znaczenia. W końcu – mimo że doczytałam do końca – nie poczułam żadnej satysfakcji. Zakończenie mnie nie poruszyło, nie domknęło historii. Zostałam z wrażeniem, że książka bardziej sugeruje, niż opowiada.

Powieść, choć porusza ważne tematy: samotność, opiekę nad bliskimi, życie w świecie, który się wali, w formie okazała się zbyt rozmyta i mało konkretna, a nawet męcząca. Możliwe, że są czytelnicy, którym taki styl odpowiada, mnie nie urzekła choć czytało się płynnie.

Mleczarz - Anna Burns


„Mleczarz” Anny Burns to powieść, której bezdyskusyjna wartość literacka, historyczna i społeczna została uhonorowana Nagrodą Bookera. Opowiada o świecie bez nazw, bez imion, o rzeczywistości przesyconej podziałami, lękiem, inwigilacją i przemocą – tej widocznej i tej bardziej podskórnej. Bohaterowie są sprowadzeni do funkcji: „brat pierwszy”, „być-może-chłopak”, „dziewczyna od tabletek”, „Mleczarz”. Przestrzeń również znika – zamiast konkretnych nazw geograficznych mamy sugestie, aluzje i niedopowiedzenia. Oczywiste staje się, że chodzi o Północną Irlandię w czasie „Kłopotów”, ale wszystko pozostaje w zawieszeniu – jakby celowo oderwane od konkretnych punktów odniesienia.

Nie sposób nie dostrzec tematycznej wagi tej książki. To historia o opresji, życiu w cieniu przemocy, o kobietach wtłaczanych w niewygodne role, którym się czasami nie poddają, ale których nie mogą zrzucić. To także opowieść o tym, jak plotka, rzucona na podatny grunt, staje się prawdą, a milczenie pozwala przetrwać. To tez opowieść o systemowym gaszeniu jednostki przez społeczność, która żyje według niepisanych, brutalnych zasad, która nie pozwala na odchylenia od sztywnej "normy".

Mimo tej warstwy znaczeń, „Mleczarz” nie trafił do mojej wyobraźni – ani w warstwie treściowej, ani w formie. Język, choć uznawany za precyzyjny i celowo gęsty, dla mnie był przede wszystkim przytłaczający. Narracja, prowadzona przez „średnią siostrę”, przypominała momentami monolog wewnętrzny pozbawiony dynamiki, zapętlony i nużący. Styl, który miał podkreślać klaustrofobię i chaos wewnętrzny bohaterki, sprawiał, że sama lektura była dla mnie męcząca, a niekiedy wręcz odpychająca.

Doceniam, że autorka sięga po ważne tematy: społeczne, polityczne, historyczne, osadzając je w kontekście Północnej Irlandii, skomplikowanym, niejednoznacznym, rzadko tak szczegółowo analizowanym w literaturze. Ale forma, jaką  Anna Burns wybrała, nie pozwoliła mi wejść w tę historię. Nie porwała mnie, nie zbudowała obrazu – raczej mnie zamknęła, zmęczyła i pozostawiła z uczuciem przytłoczenia.

Być może to jedna z tych książek, które się bardziej podziwia, niż naprawdę przeżywa. A może to historia, która potrzebuje konkretnego momentu w życiu czytelnika, by wybrzmieć w pełni. Dla mnie – mimo całego szacunku dla zamysłu i odwagi literackiej, „Mleczarz” pozostał książką, przez którą czołgałam się, ale której nie poczułam.

W stronę Anny. Biografia Anny Iwaszkiewicz - Sylwia Góra

 


"Po raz kolejny widać tu brak pewności siebie Anny i niewiarę we własne możliwości twórcze. Tymczasem krążyło powiedzenie Jarosława, że kiedyś w encyklopediach to nie ona będzie zapisana jako jego żona, lecz odwrotnie - on jako jej mąż."
(str. 161)

Mąż był świadomy jej niezwykłości, inteligencji, erudycji, szerokich horyzontów myślowych, niezwykłych możliwości intelektualnych i duchowych. Był też świadomym tego, iż pomimo tych przymiotów i możliwości finansowych rodziny nie otrzymała  odpowiedniego wykształcenia, co uważał za prawdziwą "zbrodnię" na geniuszu tej kobiety, jego przyjaciółki, żony i najbliższej powierniczki.

W mojej opinii Sylwia Góra napisała znakomitą biografię, opartą na opowieściach ludzi i dzienniku bohaterki. Autorka wciągnęła mnie w swoją opowieść o tej nietuzinkowej kobiecie, intelektualistce, błyskotliwej obserwatorce życia, filozofce, kobiecie z intelektualnego towarzystwa Warszawy, żonie i matce. Udało się autorce zabrać mnie w podróż po życiu osoby o rozległym świecie duchowym i emocjonalnym, osoby, która bardzo cierpiała i nie potrafiła znaleźć ukojenia. Kobiety znającej języki, umiejącej pisać, tłumaczyć, ale ciągle niedoceniającej jej możliwości i talenty. Kobietę, która podróżowała, przemierzała granice choć nie zawsze w celach odkrywczych, a wsparcia swojego stanu psychicznego. 

To była wyśmienita uczta dla mnie, polecam wybrać się na nią innym czytelnikom.

Oberki do końca świata - Wit Szostak

 

Ależ to była uczta literacka w rytmie tańca, napisana pięknym językiem. W zasadzie mogłabym rzec, że to książka z linią melodyczną w rytmie oberka. 

To była opowieść o świecie, który już przeminął, o zwyczajach, które towarzyszyły ludziom przez dziesięciolecia, które niosły radość i zabawę, które symbolizowały czas, którego już nie ma, relacje międzyludzkie, które już nie istnieją, bliskość z naturą i otoczeniem. To książka magiczna, w której można się "zapaść", pozwolić się opleść niecodziennym zjawiskom, poddać się rytmowi opowieści Wita Szostaka.

Autor snuje opowieść o wsi, w której głównymi bohaterami czyni rodzinę Wichrów: Macieja, Jakuba i Józefa, mistrzów oberków granych podczas różnych uroczystości w okolicy. Piękna, choć nie łatwa to była opowieść o Wichrach, bo często ich ścieżki życia były poplątane i wchodziły w ciemne zaułki, nie zawsze ojciec z synami miał przyjacielską relację, a i żonom nie żyło się zwyczajnie w tej oberkowej przestrzeni. Niemniej żyli oni w zgodzie z wieloma zasadami, które wyznaczały ich rytm życia i relacji międzysąsiedzkich.

Uwielbiam książki z kręgu wspomnień z dzieciństwa, minionych światów, które pozostały w pamięci nielicznych, w opowieściach, czy na kartach zakurzonych encyklopedii. To nostalgiczna podróż w przeszłość, po której zostały tylko nieliczne ślady, ale za to jakże ważne, bo przypominające nasze zwyczaje i korzenie. Nie brakuje w niej magii, pradawnych wierzeń, upatrywania sensu w sprawach, których na pierwszy rzut oka nie widać, a które nadają znaczenie tym widocznym. Poruszająca, piękna, refleksyjna.