Szukaj na tym blogu

środa, 29 stycznia 2020

Borderline. Dwanaście podróży do Birmy - Grzegorz Stern


W tym miesiącu udało mi się przeczytać dwie książki z Półwyspu Indochińskiego. Pierwsza Wojciecha Tochmana o podróży do Kambodży, druga Grzegorza Sterna do Birmy. Każdy z nich opowiedział to co widział, w czym uczestniczył, pokazał ludzi i ich los, opisał trud życia na tych terenach. Tochman zrobił to z pozycji obserwatora, uważnego słuchacza oddającego czysty w wyrazie obraz umęczonych obywateli Kambodży, nie wyrażając żadnej własnej opinii. Stern z kolei opisał Birmę i jej mieszkańców z pozycji uczestnika, bywalca, rozmówcy i showman'a. Pochwalił się swoimi możliwościami, pokazał dojścia, wydawał sądy i opinie, narysował obrazy czasami wręcz surrealistyczne w wymowie. Zrobił to tak jak umiał i chciał. Pokazał czytelnikowi swoje wyprawy za różne kotary złożonej natury tego kraju. Dla czytelnika, który nie wnika w gęściejsze warstwy opowieści, nie interesują go szczegóły tylko grubsze kontury to książka "Borderline. ..." może być ciekawa, bo pokazuje kraj, o którym nie mówi się zbyt często w mediach. Autor opisał dokładnie etapy rozpadu Birmy aż po tu i teraz. Grzegorz Stern uczestniczył w codziennym życiu Birmańczyków na przełomie kilku lat, obserwując zmieniający się krajobraz społeczeństwa. Niektóre wyprawy mogły okazać się niebezpieczne dla niego, niemniej wracał, coś go tam ciągnęło. Autor nie całkiem przejmował się faktografią, czasem nie trzymał się dat, bardzo często wypowiadał swoje opinie, ukazywał Birmańczyków w ciemnym świetle, ale miał do tego prawo, bo to on sobie wymyślił taką konwencję. Może nie jest to w pełni tego słowa reportaż, ale posiada z niego dużo. U Grzegorza Sterna kluczem do jego opowieści jest demokracja, jej deformacje, wynaturzenia i udziwnienia. W Birmie demokracja była hasłem na ustach późniejszych dyktatorów, jest dzisiaj na ustach jej symboli zmienionych w zajadłych "obrońców" własnych interesów. W tym wątku można znaleźć analogię do Polski, bo historia, uciemiężenie, odzyskanie wolności, niesnaski, obrzucanie się populistycznymi hasłami, ciągnięcie w swoją stronę, brak zainteresowania życiem obywateli jest podobne, choć może występujące w innym natężeniu.

"Borderline. Dwanaście..." to ciekawa książka, której poszczególne wątki potrafią wciągnąć, mogą obudzić współczucie, ale też irytację. Przy czytaniu niekiedy miałam wrażenie, że to nie dzieje się naprawdę, a czasem towarzyszyła mi złość. Współczułam ludziom, którzy są marionetkami rządzących i radzą sobie jak potrafią i muszą, bo jakoś żyć trzeba. Autor pokazuje też, że władza dla kolejnych własnych korzyści, oddaje pole do popisu firmom z zagranicy, te zaś np. wyburzają stare domy i kamienice, wyrzucając mieszkańców, aby zbudować nowe budowle. Jeszcze niedawno generałowie wpajali obywatelom, że obcy to wróg, a teraz korzystają na inwestycjach z obcymi. Mechanizmy są wszędzie podobne tylko czasem nazywają się Kambodża, innym razem Birma, Bangladesz, itd. Ot świat ekonomii niezrównoważonego rozwoju. Warto poczytać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)