Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 2 listopada 2020

A żaby grały mi do snu... Wspomnienia lekarki - Maria Zoll-Czarnecka

 

Patrycja Cicha, żona wnuka doktor Marii Zoll-Czarneckiej, zauroczona jej opowieściami, wspomnieniami, gawędami, anegdotami postanowiła zebrać je i ubrać w książkę. Jej postanowienie zrodziło się "...z potrzeby ocalenia chociaż urywków, skrawków, fragmentów dzieła, jakim niewątpliwie było całe życie Marii Zoll-Czarneckiej,..." (str. 7) Chciała zachować świat babci dla młodych pokoleń, pozostawić obraz życia, którego już nie ma, a które było udziałem członka rodziny z wcześniejszego pokolenia.

Postać głównej bohaterki okazała się niezwykle ciekawa, barwna, "... skromna, doskonale potrafiąca obserwować świat i ludzi, energiczna i żywiołowa, tryskająca optymizmem, niepokorna, ale zawsze - pracowita i skłonna do największych poświęceń w imię tego, co najważniejsze." (str. 8) Także jej dom, rodzice i rodzeństwo nie należeli do tuzinkowych. Ciekawe koligacje rodzinne, tytuły szlacheckie, doskonałe wykształcenie, wysokie stanowiska, dwory, folwarki, szkoły dla dziewcząt i chłopców, klimat lat trzydziestych, zabawy i szaleństwa dziecięce. Dalej opowieści z najtrudniejszego czasu w życiu jej i jej rodziny, czyli z okresu II Wojny Światowej z tymi najtrudniejszymi momentami - śmierć braci i mamy. Te doświadczenia nie załamały jej, nie poddała się tym ciosom, dodatkowo pomimo ograniczonym środkom do życia skończyła studia medyczne i oddała się pracy na rzecz zdrowia dzieci, została pediatrą. Zżyta z rodziną i wieloma jej członkami, na początku lat pięćdziesiątych sama założyła swoją , wyszła za mąż za architekta, urodziła dwie córki. Wiecznie zapracowana, oddana sprawom zawodowym, pomocy biednym i potrzebującym, stała się też oddaną działaczką społeczno-polityczną w latach osiemdziesiątych. Niestrudzona działaczka na rzecz bezdomnych. Niezłomna kobieta, która uczestniczyła w budowie domu na ukochanych Mazurach. To niewątpliwie ciekawa osoba, niezłomna, z charyzmą, pasją i energią.

A oto głęboki i mądry cytat opisujący jej małżeństwo i życie. "Na Nowolipkach chyba nam się dobrze mieszkało i dobrze razem żyło. Mieliśmy bardzo dużo przyjaciół, z którymi często się spotykaliśmy. Często się bawiliśmy mimo tych trudnych sytuacji życiowych. Zawsze było u nas dosyć wesoło." (...) "Małżeństwo nasze uważam za udane. Na pewno było mnóstwo trudnych chwil między nami. (...) Były momenty bardzo trudne, były bardzo, bardzo szczęśliwe. Których było więcej? Chyba tych szczęśliwych. W małżeństwie wraz z upływem czasu rodzi się wspaniała przyjaźń. (...) Im się jest starszym, tym w małżeństwie jest lepiej." (str. 117)

Książkę czytało mi się łatwo i z zainteresowaniem, choć niezbyt długa zawierała duży ładunek informacyjny. Niemniej jest to książka napisana w sposób luźny, raczej amatorsko, tak jak autorka wspomniała na początku zawarła w niej wybrane najważniejsze gawędy, ocaliła najważniejsze wątki. Opowieści choć ułożone chronologicznie czasami cofały się w czasie lub wybiegały w przyszłość, były też powtórzenia i powroty do niektórych spraw. Dało się wyczuć, że snuła je osoba już w starszym wieku. Nie jest to ambitna lektura, ale przyjemna, pełna ciekawostek o świecie, którego już nie ma, z przekazem przyziemnych trosk i niedostatków, z codziennym problemami wynikającymi z otaczającej rzeczywistości, niemniej tchnące optymizmem, niepoddawaniem się trudnościom, zabawą, śmiechem i korzystaniem z każdego dnia. Sama autorka podniosła taką myśl, że to chyba te wszystkie trudy, które były udziałem jej i jej rodziny a także jej pokolenia motywował ich do wyciskania z życia wszystkiego czego się dało. Nie roztkliwiali się nad sobą, korzystali z tego, że żyją. I właśnie ten motyw niech będzie zachętą do zapoznania się z tą książeczką o człowieku, który całe swoje życie starał się być użytecznym i pomocnym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)