To było moje pierwsze spotkanie z Eustachym Rylskim. Przyznaję, że czytanie tej książki nie było dla mnie proste. Autor czyni w niej pewnego rodzaju podsumowanie swojego życia, dlatego znajdziemy w niej wspomnienia i szybki przegląd zdarzeń. Wszystko to na kanwie podróży różnymi, akurat dostępnymi, autami i słuchanej w nich muzyki. Oczywiście podróże to też mijane pejzaże, które dopełniają takty płynącej melodii. To książka drogi, ale tylko autora i czytelników, którzy znajdą punkty styczne z jego podróżą. Ja miałam wrażenie, że nie nadążam z szybkością jazdy, mijanymi miejscami, słuchaną muzyką i wiążącymi się z nią postaciami. Autor nie starał się nic tłumaczyć, poszerzać, wyjaśniać, jego wspomnienia pędziły, oczywiście dotyczyły jego miejsc, przeżyć, spotkanych osób i ulubionej muzyki. Autor w "Jadąc" tylko czasami zatrzymuje się na dłużej przy swojej opowieści, daje odsapnąć, zrozumieć jego odbiór wydarzeń, ale to i tak nie daje jakiejkolwiek pewności porozumienia. Być może gdy przeczytam ją za jakiś, dłuższy czas, będzie dla mnie bardziej zrozumiałą, ale dzisiaj przeszkadzało mi wiele rozbieżności. Język autora to język erudyty, człowieka z wielką wiedzą, intelektualisty, niestety nie łatwy do przyswojenia, zdania szybkie, wątki skaczące nie dające szansy na chwilę odsapnięcia.
Za szybko, zbyt dużo nie znanych wątków i postaci, którym nie można się było dłużej przyjrzeć, sprawiło, że nie pojęłam tej książki. Nie znalazłam w niej żadnej stycznej, żadnego porozumienia, stąd trud jaki towarzyszył mi przy jej czytaniu. W moim przypadku zabrakło jakiś uniwersalnych punktów, gdzie mogłabym znaleźć coś dla siebie. Niemniej myślę, że znajdą się odbiorcy, którzy odnajdą wspólne akordy z autorem, poczują bliskość wątków, zrozumieją pośpiech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moja ciekawość obejmuje również zdanie innych, dlatego miło mi będzie jeśli zechcecie podzielić się ze mną swoją opinią na przeczytany temat :)