Szukaj na tym blogu

niedziela, 29 czerwca 2025

Zajęczy żar - Stanisław Kalina Jaglarz

 

Po poezję sięgam bardzo rzadko, ale od czasu do czasu sprawdzam swoje możliwości jej odbioru. Tym razem mój wzrok przykuł zbiór wierszy Stanisława Kaliny Jaglarza, "Zajęczy żar", który przeczytałam dwa razy, żeby lepiej przyjąć, zrozumieć, poczuć. 

Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to sposób w jaki wiersze są napisane, czyli bez używania wielkich liter i znaków przestankowych. To były bardzo długie frazy, w których znaczenie miały poszczególne wyrazy, drobne niuanse. Dlatego, żeby poddać się ich płynności potrzebowałam dostrzec pewną ich "melodię". Wiersze jakby płynęły, a ja starałam się za tym nurtem podążać i poddawać się mu. 

Wiersze Stanisława Kaliny Jaglarza opowiadają o związkach człowieka z przyrodą, otoczeniem, tym co wokół, w co jesteśmy wpisani jako część większej całości. W tych wierszach czuć zapachy mokrej ziemi, padłej zwierzyny, zbutwiałych drzew, zwiędłych kwiatów, a z drugiej strony wiecznie żywej, powracającej, odradzającej się wraz cyklami natury. I nas jako jednego z elementów, obserwatorów i uczestników. 

Piękna okładka, staranne wydanie, nietuzinkowe ilustracje dodają jej uroku i urzekają. Zapewne nie dla wszystkich będzie to ciekawe, ale warto sięgnąć po tomik, żeby wyjść ze strefy komfortu, pojmowania tylko przyswajalnych teksów i poddania się innym nieznanym i trudniejszym wyzwaniom literackim.

czwartek, 26 czerwca 2025

Atlas dziur i szczelin - Michał Książek

 

To była cudna lektura, dzięki niej przeniosłam się do miejsc znanych i uczęszczanych, do których dzisiaj już rzadziej zaglądałam. Dzięki tej lekturze postanowiłam powrócić, zadrzeć głowę, spojrzeć poza czubek własnego nosa.

Dzięki autorowi "wzniosłam" się do świata ponad ulicą, chodnikiem, wyszłam gdzieś poza codzienny pośpiech, bieganinę, która często mnie zaskakuje, bo omija mnie tak dużo wspaniałych rzeczy. Przypomniał mi autor, że są obok mnie te piękne mikroświaty, których jestem częścią, a których w tym biegu już nie dostrzegam, albo niezbyt uważnie im się przyglądam. Ta książka ma tak wiele spokoju i naturalnego uroku, że szkoda ją było odkładać, a tym bardziej kończyć. Te opisy przyrody miejskiej i zwierząt, które mimo trudności dają sobie radę, znajdują sobie miejsce i adoptują się do zmian, otwierają oczy na życie wokół. Autorowi udało się wyraziście pokazać cudowny miejski świat przyrody, w której każda roślina, krzew czy drzewo pełnią niezwykłą rolę, w której ptaki znajdują sobie miejsca pomimo często nie sprzyjających warunków. 

 Autor pisze tak obrazowo i esencjonalnie, że nie było mi trudno wyobrażać sobie tego co widział. Podążałam za nim ulicami Warszawy, a czasami innych miast: Bydgoszczy, Krakowa i Gdańska. Autor zabiera chętnych czytelników do świata, który cykl po cyklu, mimo czasem niesprzyjających okoliczności, niezmordowanie odradza się, powraca, aby trwać. Autor uzmysławia, że miasta nie są tylko naszą ludzką przestrzenią, nie wszystko zawłaszczyliśmy na szczęście, znalazło się miejsca dla mniejszych i większych zwierząt, które mają swoje zwyczaje, potrzeby i prawa. Opisał ludzkie błędy i wypaczenia w postępowaniu z przyrodą, nasze wygodnictwo, które zagraża innym gatunkom lub je zabija.

To była piękna i arcyciekawa lekcja przyrody, przeplatana faktami i informacjami o zagrożeniach dla przyrody miejskiej i zwierząt. Sensoryczna i działająca na wyobraźnię, pouczająca, otrzeźwiająca, zatrzymująca w biegu. Zapewne nie każdy sięga po takie lektury, ale po ta warto, otwiera oczy, stopuje i wciąga, przenosi w inne krainy, zdecydowanie mniejsze, ale bardziej zrozumiałe i sensowne.

 

 

 


środa, 18 czerwca 2025

Straszliwa zieleń - Benjamín Labatut

 

"Od tego dnia odmawiał uczestnictwa we wszelkich kongresach, o ile nie pozwolono mu zabierać głosu w sprawach dotyczących ekologii i pacyfizmu." mowa o Alexandrze Grothendiecku (str. 88)

To ciekawa książka, bo z jednej strony autor przybliża wybitnych naukowców, ich szalejące umysły, kipiące niezwykłymi teoriami i rozwiązaniami, z drugiej efekty ich eksperymentów, które doprowadziły do śmierci innych lub ich indywidualnego obłędu czy nawet ucieczki przed własnym geniuszem. Autor przedstawia czytelnikom kilku wybitnych fizyków i matematyków, którzy pomimo swoich nadzwyczajnych umysłów nie poradzili sobie z ich możliwościami, bo były od nich silniejsze, a nawet przerażały swoją nieposkromioną potęgą. Co ciekawe niektórzy byli uczniami lub naśladowcami tych wybitnych naukowców, na dodatek jeszcze z większymi możliwościami i wiedzą. Ich dziełami były gaz bojowy użyty podczas I Wojny Światowej lub Cyklon B używany w komorach gazowych przez Niemców podczas II Wojny Światowej.

Benjamin Labatut stworzył wciągającą książkę o naukowcach i "sile rażenia" ich dokonań. Pokazał jak niewiarygodni geniusze matematyczni tworzyli rozwiązania, które zostały wykorzystane do potwornych rzeczy. Jaką cenę oni, albo ludzkość zapłaciła za ich nieokiełznaną zdolność. Pokazał ludzi, którzy doprowadzili na skraj obłędu lub śmierci samych geniuszy albo ich najbliższych. Ludzi, którymi targały sprzeczne emocje i spory prowadzone ze sobą lub z innymi geniuszami.

Pisarzowi udało się tak stworzyć opowieść, że można pogubić się pomiędzy faktami a fikcją. Meandruje, wywraca stolik, aby za chwilę płynąć wraz ze spokojnym nurtem. Snuje opowieść przypominającą sen z jego przywilejami i niedorzecznościami, ukazując jednocześnie, że nie jest on daleki od realnego życia niektórych osób, społeczności, czasów. Nie ma w tej książce bajki o pięknych umysłach, jest zbliżenie na człowieka w jego różnych odsłonach.

Los - Zeruya Shalev

 "Los" to bardzo psychologiczna książka, w której spotkanie dwóch kobiet przybliża do historii i realiów życia w Izraelu. 90 letnia Rachel i około pięćdziesięcioletnia Atara wciągają czytelnika w swoje wspomnienia, przeżycia, doświadczenia i miłości. Starsza rozważa słuszność podjętych decyzji w walce o niepodległość, które narażały ją i bliskich, które także zaważyły na niepowodzeniu pierwszego małżeństwa. Młodsza przygląda się swojemu drugiemu małżeństwu i zastanawia się nad jego słusznością, nad dalszym trwaniem w nim. Jak bardzo ich losy są podobne, co łączy obie bohaterki, kiedy staną się sobie bliskie i dlaczego o tym można się dowiedzieć podczas lektury.

"Może to ostatni raz, myśli bez smutku i bez radości, gdy wyruszają na północ. Odzwyczaiła się oddalać od domu, wykraczać poza swój krąg, na widok skrajnej przemiany, którą przeszła ta droga i cały kraj, (...). Już nic nie rozpoznaje. To inny kraj, ciasny, szary i ogrodzony, chowający się za murami i zasiekami, ten widok dowodzi, że utracił wiarę we własną rację." (str. 280)

Myśli jednej z bohaterek krążą wokół zmiany, dziwi ją, zaskakuje, czuje utratę czegoś ważnego, nie radzi sobie z miłością do synów, ciągle wspomina swoją młodość, brawurową, bohaterską, to już zależy od czytelnika.Co poświęciła dla walki, jakie ideały wzniosła na wyżyny, a jakie pozostawiła w kącie, albo za zamkniętymi drzwiami. Kto na tym ucierpiał, jakie konsekwencje były udziałem jej rodziny.

Druga bohaterka nie musiała walczyć za ojczyznę, ale ciągle walczyła o uwagę ojca, który jednak tej uwagi nie miał dla niej. Jego oschłość, chłód w stosunku do niej, ostentacyjne odrzucenie odcisnęło piętno na jej relacjach z mężczyznami. Jej rozważanie koncentrują się wokół męża, z którym kłócą się o drobiazgi, nieustająco wysuwając pretensje i żale. "Na co zmarnowali swoją miłość? Kiedy rano schodzi na dół zrobić sobie kawę, przypomina sobie najgłupszą kłótnię ciągnącą się przez całe ich życie." (str. 351) Zastanawia się jak dalej wytrzyma w tym związku. Wydaje się jej, że traci córkę, która wyjechała do USA na stypendium i syna, który przeżywa wojskową służbę w "elitarnej" jednostce zamykając przed nia drzwi i serce. Czuje samotność, odrzucenie, niezrozumienie.

 W "Losie" przeszłość przenika się z teraźniejszością, obie bohaterki w dość gęsty sposób uwypuklają przenikanie się ideałów i ich spuścizny, rozczarowań i rozterek. Książka jest nasiąknięta emocjami, rozważaniami, pytaniami i otwartymi drzwiami, przez które nie bardzo wiemy kto jeszcze przejdzie i kiedy je zamknie. Warto wejść w przestrzeń "Losu", ale trzeba uzbroić się w cierpliwość i otwartość na niełatwe emocje.

 

środa, 11 czerwca 2025

Książę przygody. Biografia Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego - Przemysław Słowiński

 

Ta obszerna i naszpikowana faktami biografia odkurza mężczyznę o wielu talentach i możliwościach, niestety skutecznie przez ludzi i historię zapomnianego. To opowieść o nieprzeciętnym człowieku, który żył życiem kilku osób, wykształcony, znający kilka języków, z ciekawszych mongolski i chiński, wykładowca, doktor chemii, pisarz, podróżnik, odkrywca, eksplorator, pasjonat życia i zdeklarowany antykomunista - Antoni Ferdynand Ossendowski.

Autor wpisał życie swojego bohatera w bardzo szerokie tło historyczne, pokazał świat, którego raczej nie zgłębiamy z podręczników do historii, o którym nie pamiętamy, a echa którego ciągle pobrzmiewają. Autorowi udało się oddać klimat czasów, nastroje społeczne i zależności polityczne, znane z ówczesnych czasów głośne nazwiska często kontrowersyjne i brutalne. W książce znajdziemy też fragmenty z książek Ossendowskiego, które dają próbkę jego pióra. Generalnie jest ona gęsta od miejsc, wydarzeń, ludzi, dat i faktów, trzeba być cierpliwym i nie poddawać się, bo liczy się bohater jego barwność i nietuzinkowość. Autor dodał lekkości książce wprowadzając dialogi.

Dzięki autorowi biografii wędrujemy w różne zakątki świata, przyglądamy się obyczajom, zależnościom, złożonościom i uwikłaniom. Przemierzamy stepy, pustynie, góry, dzikie odmęty, nieznane krainy, w których nasz bohater dziarsko dawał sobie radę, niczym nie zrażony odkrywał, sprawdzał i opisywał dzieląc się tym z innymi. Autor przypomniał historię miejsca, w którym Ossendowski przyszedł na świat, prowadził czytelnika przez Syberię, Bajkał, Mandżurię, Europę, Rosję, Mongolię, Chiny, Gwineę, Palestynę, Syrię i Mezopotamię.

Życie tego człowieka nie było oczywistością, często sam tworzył swoją historię, daty, miejsca, sytuacje. Był tajemniczy i niejednoznaczny, zwłaszcza w obszarze działalności szpiegowskiej. Nie stronił od doświadczeń z pogranicza religii, kultur, wierzeń i przeżyć około duchowych. Prowokował, rozpalał ciekawość niedopowiedzeniami lub opisując swoje przygody w zbyt dosadny sposób, jednocześnie pobudzając innych do naśladownictwa.

Książka może nie jest doskonała, chociaż materiał do niej przeogromny, ale rozpala ciekawość do poznania zarówno postaci Antoniego F. Ossendowskiego jak i jego twórczości. Czytając książkę miałam wrażenia powrotu do filmów Indiany Jones'a. Jest potencjał.

sobota, 7 czerwca 2025

Toń - Ishbel Szatrawska

 

To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Ishabel Szatrawskiej. Książka prowadzona na kilku poziomach czasowych, z których każda ma inny wydźwięk, inną moc i jakość.
"Toń" to powieść wielowymiarowa, realistyczna, pokazująca jak od wieków potrafimy sobie robić krzywdę, jak w imię ambicji i idea-fix jednostek cierpią całe społeczności. Autorce w bardzo ludzkim wymiarze, na przykładach bardzo zwyczajnych bohaterów udało się pokazać bezmiar wojny, tułaczki, wygnania, upokorzenia, gwałtu i jego konsekwencji psychicznych i fizycznych. 

W szerokim kontekście historycznym ziem Prus Wschodnich, od germańskiej wielkości, która spłonęła w wielkim chaosie pożogi idącej ze wschodu, poprzez splot losów Polaków, Litwinów, Rosjan, Prusów, Mazurów, aż po potomków niektórych z nich. Choć czytałam już kilka książek z tych rejonów ta była najbardziej wielokulturowa. Dodatkowo autorka obecnych bohaterów obsadziła w aktualnych problemach: z uchodźcami na granicy, z samotnością bohaterów, tęsknotą, a jednocześnie nieumiejętnością bycia z kimś.

Autorka nie boi się mówić otwarcie o krzywdach, traumach, obłudzie, zakłamaniu, wrzucaniu pod dywan kwestii niewygodnych. Wyciąga na światło dzienne, to co często jeszcze i wciąż poupychane jest w czeluściach ignorancji lub wyparcia zbiorowego. Przypomina o mrocznych latach powojennych, gdzie pogromy, gwałty, lincze, szaber były na porządku dziennym, gdzie oswobodziciele czuli się bezkarnymi panami świata, robili wszystko na co tylko mieli ochotę. Autorka wypowiada to co zmilczane, o czym się nie mówiło, lub nie pytano, wskazuje na to co zakłamane, zakryte grubymi derkami, które ktoś dawno temu rzucił w kąt i leżą do dzisiaj przykryte grubą warstwą kurzu.

Opisując historię rodziny, pokazuje jak nic nie jest oczywiste i proste, jak krzywdy mogą tworzyć różne scenariusze, jak podążają wraz z różnymi pokoleniami. Uświadamia, że nic nie jest oczywiste, a systemy wartości nabierają innego wymiaru w obliczu niezwyczajnych okoliczności.

Patrząc na całość opowieści to jest ona wciągająca, wielowątkowa i buzująca emocjami. I choć dla mnie były momenty, które wprowadzały jakiś zbędny balast, to ogólnie bardzo ciekawa lektura, warta poświęconego czasu. 

sobota, 31 maja 2025

Złota królowa. Elżbieta Łokietkówna - Dorota Pająk-Puda

 

" - Bo panienki to albo za dziecię wydają, albo za starców co po trzydzieści lat liczą." (248) ten cytat najbardziej oddaje losy kobiet, które urodziły się jako córki królewskie, były o tyle przydatne, że dzięki nim można było zawrzeć korzystne przymierza pomiędzy władcami. Były przydatne jeśli rodziły dzieci, zwłaszcza synów, gorzej, jeśli ich łona pozostały puste, albo wydawały na świat dziewczynki lub umierających szybko po porodzie chłopców. 

Jeśli chodzi o kolejną już książkę Doroty Pająk-Pudy, to była to ponownie udana lektura. autorka tym razem wzięła na tapet Elżbietę Łokietkównę, silną kobietę, sprawną i błyskotliwą władczynię, podróżniczkę, negocjatorkę, która rozgrywała" losy ówczesnej Europy" jak partię szachów.

Elżbieta została wydana za mąż za ponad dwukrotnie starszego od siebie króla Węgier Karola Roberta, który z poprzednich związków nie doczekał się potomstwa. Elżbieta wspierała Karola w rządach, bo jej umiejętności, obserwacje i wykształcenie pozwalały na trafne osądy i decyzje. Po jego śmierci wspierała swojego syna Ludwika, który mianował ją regentką Dalmacji i Polski. Była bardzo sprawną polityczką i przebiegłą negocjatorką, umiała przewidywać działania i ambicje ówczesnych władców europejskich. Planowała małżeńskie mariaże, obiecywała, dawała, aby czasem odebrać. Elżbieta urodziła siedmioro dzieci, niestety większość z nich umarła, dwójka w niemowlęctwie, czwórka w latach młodzieńczych; Andreas został zamordowany w Neapolu, Istvan zginął śmiercią tragiczną już jako ojciec dwójki dzieci, dwie córki Katlin i Elżbieta umarły w niedługi czas po urodzeniu córek. Elżbieta zbierała wokół siebie wnuczki osieracane przez zmarłe matki lub synów, ale wychowywała też córki brata swojego. Dzięki tym dziewczynkom rozgrywała "partie małżeńskie" w Europie.

Autorka ukazała bardzo silną kobietę, która umiała rządzić wprawną ręką, układała działania tak, żeby odnieść jak największą korzyść dla swojej rodziny. Korespondowała z cesarzami, królami i papieżami, prosiła, wzywała, straszyła, odmawiała, żeby szala przechylała się na jej stronę. Miała ambicję, niespożytą energię i siłę. Było jej dane dożyć sędziwego wieku jak na owe czasy, bo 75 lat, ale przez to los nie oszczędził jej niczego. Była świadkiem wielu wojen, zatargów, przepychanek pomiędzy władcami, widziała wiele śmierci: swoich dzieci, wnuków, rodziców, męża, wreszcie brata, a ona wciąż trwała, aby dokonać misji, które sobie wyznaczała. 

Opowieść jest dynamiczna, pełna zwrotów akcji, intryg, śmierci, chorób, które przenosiły na tamten świat tysiące istnień, barwna, wartka. Poznajemy dzięki niej wiele miejsc w Europie, podróżujemy od Bałtyku, aż po Adriatyk, przemierzamy Europę o różnych porach roku, bo tej dzielnej królowej nic strasznym nie było. Bardzo ciekawa postać i w mojej opinii wyraziście przedstawiona. Autorce po raz kolejny udało się wydobyć z czeluści historii barwną postać kobiecą.

poniedziałek, 19 maja 2025

Anna 1410. Piastówna na jagiellońskim tronie - Dorota Pająk-Puda


I znowu za sprawą Doroty Pająk-Puda przeniosłam się do odległych czasów, tym razem do XV wieku. Śledziłam życie u boku króla i na dworze królewskim drugiej żony Władysława Jagiełły, Anny Cylejskiej, potomkini Kazimierza Wielkiego, żony niekochanej przez Władysława.
Z książki wyłania się obraz samotnej, pełnej rozterek, smutnej i odrzuconej kobiety, która musi sobie dawać radę w miejscu obcym, nieznanym, bez atencji męża. Mimo pozostawienia jej przez Jagiełłę ludzie wokół niej byli jej oddani,  jako wnuczka ostatniego Piasta cieszyła się szacunkiem dworu i poddanych. Nawet kiedy została oczerniona przez króla o niewierność otrzymała ich wsparcie. 
Ten syndrom pozostawienia towarzyszył jej od dzieciństwa, bo najpierw umarł jej ojciec, a niebawem zostawiła ją matka, która wyszła ponownie za mąż. A choć jej opiekun sprawdzał się w tej roli, poczucie odrzucenia towarzyszyło jej nieustannie. Okoliczności, postawiona przed nią rola,  sytuacja polityczna, nastręczały niesprzyjających okoliczności i doświadczeń. Jedyną pociechą dla niej była szczęśliwie urodzona, po kilku latach trwania małżeństwa, córka.

Autorka odmalowała obraz królowej, której życie nie było bajką, a jedynym szczęściem jakie ją spotkało było urodzenie córki. Dorota Pająk-Puda w swoim stylu tworzy postaci, atmosferę i oddaje ducha tamtych czasów, dokładając cegiełkę do przybliżenia losów kobiet którym przyszło pełnić rolę królowych w Polsce Jagiellonów. Założyciel dynastii Jagiellonów nie miał łatwo, ale jego żony też nie cieszyły się szczęśliwym życiem przy jego boku. 
Nieustająco jestem usatysfakcjonowana z lektury książek tej autorki.



wtorek, 13 maja 2025

Zdrowa architektura - Marta Promińska

 

Marta Promińska zabiera nas w podróż po wiedzy, która może być nowa, a nawet niezrozumiała, bo sama tematyka dopiero raczkuje, a na dodatek książka napisana jest w sposób specjalistyczny lub naukowy, niemniej jest warta rozpoznania, bo zawiera opisy, wymagania i dobre przykłady z obszaru architektury. 

Można sobie zadać pytanie, czy architektura ma cos wspólnego ze zdrowiem. Czy należy rozmawiać o sprawie, skoro cały czas mamy głód mieszkań, a z drugiej strony mieszkania budowane są z "dbałością" o szybkość, a nie detale, zwłaszcza tak dogłębne jak jakość, zdrowe materiały, doświetlenie, nowoczesne rozwiązania i technologie, zieleń wokół. Czy rozmawiać skoro ceny mieszkania dostępne są tylko dla niektórych? Czy wreszcie rozmawiać o budownictwie w ogóle wobec zmieniającego się klimatu i nowych potrzeb społecznych. A może nie powinniśmy rozmawiać o zdrowej architekturze czy budownictwie jako takim, bo wydaje nam się, że ono jest albo powinno być zdrowe? 

W tej książce odkryjecie wiele zaskakujących elementów związanych z budownictwem, autorka starała się pokazać jak obszar budownictwa jest ważny dla zdrowego stylu życia człowieka, jak jest dla nas niedostępny i jakimi ścieżkami trzeba pójść, aby to zmienić. Mamy też dobre praktyki i prognozy na przyszłość.

poniedziałek, 12 maja 2025

Dla dobra dziecka. Szwedzki socjal i polscy rodzice - Maciej Czarnecki

 

Maciej Czarnecki w swoich książkach przybliża istotne kwestie społeczne, które mogą mieć nieodwracalny wpływ na życie jednostki i jego całej rodziny. Patrzy wieloaspektowo na różnice kulturowe i legislacyjne, z którymi zderzają się emigranci przybywający do krajów skandynawskich, zwłaszcza jeśli chodzi o opiekę nad dziećmi. Zderzenie pojmowania wolności i podmiotowości dziecka oraz roli rodziców jest tak diametralnie różne w Polsce i w opisywanych przez autora Norwegii czy w tej książce, Szwecji, że może okazać się przeszkodą nie do pokonania i argumentem do powrotu.

System szwedzki został pomyślany w ten sposób, aby chronić najsłabszych, a zwłaszcza dzieci, aby je wspierać i umożliwić im dobre warunki do rozwoju i życia. Jedno teoria i legislacja, drugie to praktyka, niemniej suma summarum jak pokazują statystyki Polskiego i Szwedzkiego systemu, to zdecydowanie w tym drugim kraju wygrywa jeśli chodzi o  ochronę dzieci przez agresją ze strony rodziny i najbliższego otoczenia, a także działania struktur socjalnych jako takich. 

W mojej opinii autorowi udało się pokazać na wielu przykładach złożoność problemu, różnice i niezrozumienie przez polskie rodziny systemu socjalnego w kraju do którego uciekają za wygodniejszym życiem. Przyzwyczajeni do innego systemu wartości, "przynależności" i traktowania dziecka borykają się z problemami, których nie rozumieją, albo nie chcą rozumieć. Podejście do dzieci w naszym kraju a w Szwecji to dwa różne światy wartości, u nas przynależność rodzinna jest silna, choćby nie wiem co się działo najczęściej nie wtrącamy się do innych, oburzamy się dopiero po fakcie kiedy dotrze do naszych uszu jakaś tragedia, ale po niej znowu wszystko zostaje w uśpieniu do następnego razu. W Szwecji postawiono tę sprawę na piedestale, uznano, że dziecko jest odrębnym bytem i trzeba dać mu zaplecze wspierające, zwłaszcza jeśli znalazło się w sytuacji zagrożenia jego bezpieczeństwa.
Zarówno w Szwecji jak i w Norwegii, o której autor pisał w swojej wcześniejszej książce, dziecko to odrębny byt, samostanowiący, który ma takie same prawa jak dorosły i nie można stosować względem niego żadnej przemocy, ani zależności. Dziecko jest traktowane jako jedno z ogniw całego systemu społecznego, który ma wyższa wartość niż rodzina - podstawowa komórka społeczna w Polsce.

To zderzenie versus inne sprawy życiowe i problemy wynikające z nieznajomości języka, legislacji, złożoności urzędów, statusu, pracy, innego otoczenia, relacji międzyludzkich nie trudno o kłopoty, niezrozumienie, strach, nieradzenie sobie w tak innym otoczeniu prawno-kulturowym.

Autor przytacza wiele przykładów ingerencji państwa w rodzinę bardziej lub mniej udane, zasadne, zrozumiałe. Pokazuje skrajnie zagmatwane sprawy, ale też takie, które szybko okazały się pomocne, jaskrawe zarówno po jednej stronie jak i po drugiej. Szukał różnych ścieżek wyjaśnienia sytuacji, nie ferował wyrokami, raczej dociekał i doszukiwał się kolejnego dna. Pomimo niedopatrzeń i krzywd popełnionych przez system, nie można stwierdzić, że jest bezzasadny, raczej pomaga i wspiera niż niszczy (z wyjątkami) trzeba tylko umieć w nim się odnaleźć, być spójnym, racjonalnym w wyjaśnianiu problemów, otwartym na wsparcie.

Żaden system nie jest doskonały na co jasno wskazuje autor, niemniej lepiej mieć taki niż żaden, tudzież byle jak działający. Nie jest kolorowo w żadnym, każdy ma cos za uszami, ale warto zrobić rachunek zysków i strat i działać w sposób ciągle doskonalący. Warto zagłębić się w treści, które w solidny i dociekliwy sposób zbiera autor i przekazuje czytelnikom.


Wszystko za życie - Jon Krakauer

 
Książka przeczytana na potrzeby DKK stała się doskonałą kanwą do wielowątkowej dyskusji. Jon Krakauer nawiązując do historii Chrisa McCandless'a oraz wplatając w nią wątki własne i pomniejszych śmiałków ekstremalnych wypraw stworzył pole do rozmyślań, odniesień, a nawet oceny zachowań. Choć nie czytało się tej opowieści łatwo, bo czasem zbaczała na mielizny, to przyznaję, że dała pożywkę do dobrego połowu rozmyślań.
Kilkanaście lat temu obejrzałam film oparty na wycinku z życia Chrisa McCandless'a, a teraz przypomniałam sobie pewne watki, choć mam wrażenie, że były ciekawsze niż w przesłodzonym filmie. Autor jakby nie patrzeć pokazał McCandless'a jako postać nieoczywistą, poszukującą, odkrywającą i wzrastającą do dojrzałości swoich decyzji i przemyśleń. Można było nie zgadzać się z jego decyzjami, ale warto było obserwować jego upór w odkrywaniu innych wartości niż wpinanie się po drabinie społecznej i wirowanie w wszechpanującym konsumpcjonizmie, który w USA wydaje się być "religią narodową", jedyną strategią rozwoju państwa i życia obywateli. 

Autor pokazał bohatera w szerokim obiektywie, dostajemy jego dzieciństwo, możliwości, perspektywy, podejście do obowiązku, rodziny, zapatrzenie w ideały i idee. Widzimy chłopaka, któremu nagle zawalił się pomnik spiżowego ojca, wynoszącego się na szczyty hipokryzji i mocne konsekwencje z nią związane. Widzimy jak Chris zbierał te wszystkie żale, kłamstwa i z jaka siłą to wybuchło, a raczej odwróciło go od rodziny. Podobne losy były udziałem autora, może dlatego umiał patrzeć na szeroko na działania swojego bohatera, nie wrzucił go do jednej szufladki - szaleńca, nieodpowiedzialnego, nieczułego - ale poszukującego, otwartego, życzliwego i pomocnego, acz konsekwentnego i asertywnego. Ciekawie opisywał drogę Chrisa, szukał świadków, zbierał skrawki danych i informacji, podążał czasami wąskimi dróżkami, zacierającymi się, a czasami wręcz gubiącymi się szlakami, aby odnaleźć się znowu po jakimś czasie.

Dociekliwość autora pozwoliła stworzyć opowieść, która otworzyła różne furtki do dyskusji, motywowała do spojrzenia na innych i na siebie pod różnym kątem. Może nie porywa w czytaniu, ale zapada w pamięci.

Kraj, gdzie nigdy się nie umiera - Ornela Vorpsi

 

Za sprawą Orneli Vorpsi powróciłam do komunistycznej Albanii, w której wszyscy obywatele mieli jedną matkę - "partię", a kochała swoje dzieci na zabój, roztaczając nad nimi totalną kontrolę, wtłaczając je w totalną schematyczną "opiekę" i stereotypy.
Autorka powraca do wspomnień z lat swojego dzieciństwa i nastoletniości, z których pamięta uprzedmiotowienie kobiet, napiętnowanie ich silną kontrolą obyczajową, kulturową i systemową, wymagania i obowiązki jakie im były przypisane tak na poziomie domowym, rodzinnym jak i społecznym. Odkrywa bezwzględność systemu stworzonego przez ówczesnego przywódcę Albanii Envera Hodżę, który swoją doktryną przeniknął do świadomości i sumienia każdego obywatela. Zastraszył i zamknął, dosłownie i w przenośni, Albańczyków w "najlepszym" miejscu na ziemi, raju, w którym jest wszystko co potrzebne do szczęśliwego życia, pod warunkiem, że bezgranicznie zaufa się partii i jej przywódcy. Ograniczył przemieszczanie się pomiędzy regionami, zakazał wyjazdu poza granice państwa, karał okrutnie nie tylko niepokornych i nieoddanych sprawie, ale także ich rodziny do kolejnych pokoleń. 

Autorka w swoich opowiadaniach powraca do swojej rodziny, babki, która strofowała ją, ganiła i piętnowała mianem dziwki, do matki ciepłej i serdecznej tylko podczas choroby córki, dziadka, który w systemie nowego władcy nie miał pracy i tęsknie powracał do czasów "włoskich", ojca skazanego na obóz pracy. Opisuje sąsiadów, mężczyzn i kobiety, ich upadek, albo awans społeczny, uchyla rąbek "tajemnicy" rozwiązywania niepożądanych ciąż. Powraca do relacji i atmosfery w szkole, agresji nauczycieli względem uczniów, piętnowania, karania, wyśmiewania. Dowiadujemy się o obowiązkowych ćwiczeniach wojskowych dla uczniów i warunkach tam panujących.

Opowieści tchną wieloma emocjami, te realistyczne, przeplatane tymi nieco oderwanymi od rzeczywistości, duchowymi, potrzebnymi żeby przetrwać w tej strasznej codzienności. Mimo siermiężnej codzienności, inwigilacji, silnie nasyconych negatywnych i stereotypowych obyczajów z książki tchnie jakaś nostalgia, tajemniczość, upleciona z marzeń i poszukiwań radości w małych sprawach.
Dla mnie ciekawa lektura, warta tej chwili czasu. 

poniedziałek, 28 kwietnia 2025

I (nie) żyli długo i szczęśliwie. Najgorsze rozstania w historii - Jennifer Wright

 

Miłość ma to do siebie, że w miarę upływu czasu zmienia swoje oblicze, powszednieje, konserwuje związki, rozbraja je, lub  niszczy - emocjonalnie, fizycznie lub w dwójnasób. Często ludzie trwają w nieudanych związkach, niszczących, zniewalających, czasem rozstaja się po cichu, a czasami z wielkim przytupem, i właśnie o takich rozstaniach jest ta książka. 
Może to nie jest jakaś porywająca książka, choć czyta się lekko, ale kilka faktów było zaskakujących i wbijało w osłupienie, a także po raz kolejny można było dowiedzieć się, że ludzie to istoty przedziwne i nieprzewidywalne.
Autorka wybrała trzynaście rozstań z różnych wieków, począwszy od antyku do współczesności, z różnych zakątków globu. Były drastyczne, przedziwne, smutne i osłupiające, wiele zadziwiających i intrygujących?!
Język lekki, z historycznymi wstawkami i humorystycznymi dopowiedzeniami autorki, nadającymi im czynnika gawędziarko-swojskiego (co mnie akurat bardziej przeszkadzało niż bawiło). Ogólnie można przeczytać w chwili wolnej...

Z nieba spadły trzy jabłka - Narine Abgarjan

 

Piękna, sensualna, nieco magiczna, z ciekawymi symbolami, ale przy tym zwyczajna, bo o ludziach, którzy żyją gdzieś w górach, w małej oddalonej od cywilizacji wiosce, przyjmują z pokorą wszystko co daje im Bóg, choć smucą się i płaczą z powodu nieszczęść swoich najbliższych i sąsiadów podnoszą się z tego i żyją dalej bo tak trzeba, skoro przyszło im przetrwać. Mieszkańcy wioski żyją w zgodzie z naturą, uczciwie pracują, wspierają się w różnych sytuacjach, pocieszają. Każdy z nich ma jakąś bardziej lub mniej wyrazistą role w społeczności, a choć nie są idealni każdy to rozumie i przyjmuje. Może się wydawać przerysowaną opowieścią, nieco baśniową historią, nieprawdopodobną, rozważaniem o znikającym świecie, nie zawsze barwnym, szczęśliwym, ale trwającym pomimo. W tej książce smutek przeplata się z radością, żal z ukojeniem, troska ze spokojem, a na przedzie idzie nadzieja i wiara w cos co jest trwalsze i mądrzejsze niż wszyscy ludzie razem wzięci. Znajdziecie w tej książce symbolikę, znaki, zadumę, ale także niezłe dawki humoru, które rozbrajają te smutniejsze nuty, ot życie.

Zatopiłam się w tą opowieść bez reszty, czułam emocjonalnie losy bohaterów, widziałam oczami wyobraźni ich przeżycia. Oderwałam się od tego co za oknem, przeniosłam w krainę pięknej przyrody, targanej niepokojami i nieszczęściami, która mimo wszystko trwa gdzieś i daje wiarę w człowieka. Dla mnie ta społeczność była kluczem do nadziei i trwania. W opowieści nie brakuje tęsknot za bliskimi, co to odeszli z różnych powodów: głodu, wojny, zapadnięcia się części wioski, chorób, starości, co jest bardzo smutne, a z drugiej strony niezwykłe jest przeżywanie tej straty, szukanie pocieszenia, wyjaśnienia, utulenia, determinacji działań. 

Piękne, acz proste opisy codzienności i ludzi dawały rozkosz z czytania: "Gwiazdy jeszcze nie zdążyły zgasnąć na niebie, a poranne pszczoły, pracowicie brzęcząc, już leciały na spotkanie z budzącymi się roślinami, pieśń na cześć nowego dnia świergotały zakochane ptaszki. Świat był piękny i spokojny, świat radował się i wesoło śpiewał niczym wykąpane i nakarmione po długim dniu dziecię. Powietrze dźwięczało rześko i donośnie, powietrze przelewało się kropelkami. Powietrze unosiło się, wypełniało, przepływało, pluskało, oddychało i... pachniało." (str. 121) A czym pachniało i co działo się w wiosce tego warto się samemu dowiedzieć sięgając po tą książkę. Cudna.

niedziela, 27 kwietnia 2025

Dzieci Jagiellonów. Zygmunta Starego i Barbary Zapolyi losy podług Elżbiety Jagiellonki w 1517 roku spisane - Dorota Pająk-Puda

 

Kolejne godziny spędzone z książką Doroty Pająk-Puda, to kolejne zanurzenie się w czasy Jagiellonów. Autorka skupiła się tym razem na dzieciach Anny Rakuszanki i Kazimierza Jagiellończyka. Opowieść zaczyna się w 1505 roku, zaś narratorką jest ich najmłodsze dziecko, córka Elżbieta, która wspomina braci i siostry, którzy już pomarli lub umierali w trakcie trwania opowieści. Elżbieta mocno skupia się na swoim bracie Zygmuncie, choć nie brakowało wspomnień o siostrach Barbarze i Zofii oraz bracie Aleksandrze. 

Autorka przedstawiła swoją główną bohaterkę jako kobietę mądrą, szlachetną, urodziwą i empatyczną. Elżbieta według opowieści była kobietą gospodarną, ze zdolnościami organizatorskimi i zarządczymi, tak swoich ziem, jak i Wawelu podczas nieobecności króla. Nie zapominała o biednych i pokrzywdzonych przez los, ceniła także skromność i prawość najbliższej świty. Będąc kobietą, która miała obowiązki względem rodu wyprosiła u brata, aby nie wydawał jej za mąż tylko ze względu na układy polityczne, co jej się udało. Kochała wiernie i naiwnie jednego, a kiedy wreszcie po trzydziestce wyszła za niego za mąż, czar prysł, bo małżonek okazał się nie takim jak zakładała. Umarła tak jak jej bratowa, eteryczna królowa Barbara Zapolya, przy/po porodzie.

"Mętne wody Wisły unoszą się, sięgając mych stóp, piersi, ust. Nic mi nie ostało, prócz pustki i ciszy. Bo widzisz Zofio, Regino, Barbaro, Jadwigo... odchodzimy nieważne. Po nas nic nie ostaje. Znikamy. Przepadamy. Jak oddech na wietrze." (str. 318)

To była szczególnie ciekawa pozycja, właśnie ze względu na narratorkę, najmłodszą, niewiele znaczącą, przywiązaną do rodziny królewnę, która często musiała sobie radzić sama, pozostawiona nie tyle bez opieki ojca, czy braci, ale nawet wobec obowiązków ich wsparcia, czy nawet zastępowania w pewnych działaniach. Była wielbicielką pisma, druku i własnego języka, to chyba w prostej linii po swojej babce Zofii Holszańskiej.

Podsumowując, ja jestem znowu zadowolona z książki tej autorki.

wtorek, 22 kwietnia 2025

Suknia i sztalugi. Historie dawnych malarek - Piotr Oczko

 

Kolejna książka profesora Piotra Oczko zachwyciła mnie, pochłonęła i wciągnęła w historie kobiet z XVI, XVII i XVIII wieku, które zajmowały się malowaniem: portretów, martwej natury, alegorii, scen biblijnych, miniatur a także rytownictwem, rzeźbiarstwem i architekturą. Autorowi udało się przedstawić bardziej szczegółowo lub chociaż wspomnieć o ponad stu artystkach europejskich, ostatni rozdział poświęcił artystkom polskim. W książce umieszczone zostały kopie kilkudziesięciu pięknych obrazów opisywanych twórczyń i kilkunastu twórców, którzy korespondowali z przybliżana przez autora artystką. 

Autor wciąga w życie artystek ich twórczość, zainteresowania, talenty i możliwości. Co ważne jego szeroki wachlarz artystek nie ograniczył się do tych najbardziej już odkrytych i poznanych: Sofonisby Anguissoli, Artemisii Getileschi, Mary Beale, Marii Sibylla Merian czy Angelicy Kauffman, ale wiele, wiele innych: Rosalba Carriera, Anna Dorothea Lisiewski-Therbusch, Louise-Elisabeth Vigee Le Brun, Rachel Ruysch, Josefa de Obidos, Gesina ter Borch, Judith Leyster.....

Ich losy były bardzo ciekawe i tak rozmaite jak tylko mogły być w obliczu czasów, wychowania córek, obyczajów, praw i zobowiązań. Niektóre z artystek były cenionymi, dobrze wynagradzanymi i rozpoznawalnymi gwiazdami, inne rzemieślniczkami, które również świetnie sobie radziły, były też takie, które miały trudne życie, zmagały się z niezgodą rodzin na ich zainteresowania, klepały biedę, musiały uciekać przed niepokojami, żyły skromnie, krótko, długo, pamiętane, szybko wymazane z kart, itd.

Piękna, wciągająca, ubarwiona przepięknymi fotografiami dzieł. Dla amatorów sztuk pięknych perełka. Polecam gorąco.


Sonka. Ostatnia żona Jagiełły - Dorota Pająk-Puda

 

Kolejna książka Doroty Pająk-Pudy za mną, tym razem udało mi się przeczytać "Sonkę. Ostatnią żonę Jagiełły". Z pewnością sięgnę po kolejne między innymi dlatego, że autorka trzymając się faktów tworzy formę zbeletryzowaną, która jest bardzo atrakcyjna w odbiorze, trzyma się chronologii, a co najważniejsze opowiada o kobietach, które miały niewątpliwy wpływ na losy naszego kraju w poprzednich wiekach. Przybliża królowe, które zazwyczaj są pomijane na lekcjach historii, a szkoda, bo ich życie, choć poddane określonym celom i zobowiązaniom było ciekawe, pełne wyzwań, radości, smutków, szczęścia lub odrzucenia, spokojne lub pełne burz na różnych poziomach. Królowe, które przyjeżdżały z różnych stron Europy przywoziły nowości w obyczajach, zachowaniach, diecie, kulturze i upodobaniach. Wnosiły jakiś powiew w mury zamku na Wawelu i jego koterie.

Sonka, czyli Sonka (Zofia) Holszańska została wydana za króla Władysława Jagiełłę w wieku 17 lat, kiedy on miał już lat 70. Od samego początku nie miała łatwo, ze względu na wiek, charakter króla i niezbyt przychylny dwór. Miała do spełnienia jedną rolę, urodzić następcę tronu, a kiedy jej się to udało, a nawet zdublowała zadanie, część najwyższych i wpływowych urzędników wysunęła przeciwko niej oskarżenie, że to nie są synowie Jagiełły. Będąc młodą, najczęściej samotną i odsuniętą od spraw królestwa młodą kobietą, obserwowaną, sterowaną, której ukochane dzieci też nie były w pełni jej, łatwo nie miała. Niemniej radziła sobie jak mogła, uczyła się, zbierała doświadczenia i starała się realizować jako matka, królowa, gospodyni i zarządczyni nadanego jej przez króla majątku.

Sonka opowiada o swoim życiu, podobnie jak inne bohaterki tej autorki w sposób wciągający. Podążałam jej krokami, a ona odsłaniała coraz to nowe zakamarki z życia piętnastowiecznej Polski, a przede wszystkim jej rodziny i dworu. Przybliżyła nieco historie swoich sióstr i władców ówczesnej Europy. Kolejna udana wyprawa do przeszłości.  

niedziela, 13 kwietnia 2025

Córki chmur. O kobietach z Sahary Zachodniej - Lena Khalid


 "-Gdy obserwuję, co się dzieje na świecie, jak ignorowane są Jemen, Liban, Irak czy Palestyna, nabieram przekonania, że skoro im społeczność międzynarodowa nie tylko nie pomaga, ale jest współwinna ich sytuacji, z Sahrawi będzie jeszcze gorzej - mówi z goryczą. - Jeśli więc Palestyna nie może liczyć na ochronę, jak mielibyśmy na nią liczyć my? Nie, teraz już nie mam nadziei." - słowa Omeima Abdeslam - Przedstawicielka Front Polisario przy ONZ i innych organizacjach międzynarodowych w Genewie (str. 228)

Sahara Zachodnia nigdy nie została w pełni zdekolonizowana, bo od razu po "wyjściu" Hiszpanii z tych terenów, przejęło ją Maroko i Mauretania (1975) za zgodą Hiszpanów, do tej pory te dwa państwa są okupantami. Oczywiście mają tam swoje interesy, bo Sahara Zachodnia jest bogata w fosforyty, ropę i złoto, a także ma dostęp do linii brzegowej, zatem jest łakomym kąskiem dla tych, którzy wykorzystują układy na najwyższych szczeblach, aby nie pozwolić na wybicie się głosu Sahrawi. Oni walczą, ale nie mają wystarczających pieniędzy, aby płacić lobbystom i politykom tak jak, np. czyni to Maroko. Sahrawi w 1973 roku powołali Front Polisario (ruch narodowowyzwoleńczy), który do dzisiaj jest uznawany przez ONZ za organizację reprezentującą wolę ludności Sahary Zachodniej. To jest jedyna organizacja, która działa w imieniu i dla Sahrawi, nie tylko na miejscu poprzez zarządzanie obozami dla uchodźców, walkę za marokańską armią, a także po utrzymywanie relacji dyplomatycznych z partnerami międzynarodowymi, a także poprzez przedstawiciela przy ONZ. Walka o niepodległość trwa, ale czy ma jakieś, kiedyś szanse? 

Lena Khalid napisała książkę o kobietach Sahary Zachodniej, które starają się "normalnie" żyć, wychodzić za mąż rodzić dzieci, działać na rzecz społeczności, chociaż nie jest to ani naturalne, ani bezpieczne dla nich i całego narodu. Niektóre wspominają swoje dzieciństwo kiedy jeszcze mogły razem ze swoimi rodzinami swobodnie przemieszczać się po Saharze, inne już nie pamiętają tej rozkoszy wolności, ale znają te opowieści. Niektóre ze świadectw są o walce i bólu tak fizycznym jak i emocjonalnym związanym z okupantem, niektóre o marzeniach, codziennym losie, miłości, mężczyznach, dzieciach. Bohaterki to paleta barw i emocji, niektóre skromne, inne rozgadane i otwarte, albo te, które doznały potwornych krzywd ze strony marokańskich żołnierzy. Dostajemy obraz ludzki, społeczny i polityczny. Kobiety wyłaniające się z kart tej książki bronią swojej kobiecości, niezależności, chcą spełniać się nie tylko rodzinnie, ale także społecznie i politycznie, są silne i nie podają się pomimo różnych przeciwności.

Autorka przybliżyła bardzo ciekawą społeczność, która mimo iż wyznaje islam wprowadza parytet kobiet do wielu instytucji, w której kobiety mogą rozwodzić się i ponownie wychodzić za mąż, które mają prawo do opieki nad dzieckiem po rozstaniu z mężem, i co ciekawe Saharyjki wychodząc za mąż rzadko idą do rodziny męża. Mężczyźni mają obowiązki, które w przypadku innych wyznawców islamu przypisane są tylko kobietom.

Ta książka była nasączona różnymi zapachami i kolorami, można było poczuć gorący klimat pustyni, piasek pod stopami, perfumy, którymi spryskuje się panny młode, uzmysłowić sobie smak miętowej herbaty, wyobrazić barwne stroje kobiece (malhfy) i malowidła z henny na ich ciele. Można też poczuć fetor cierpiących i zbitych ciał, przetrzymywanych miesiącami i latami w zapchlonych norach więziennych. Te opowieści są bardzo sensualne i przenoszące do tych historii. Na końcu książki można znaleźć piękne i kolorowe zdjęcia, które dopełniają wyobrażenia w trakcie czytania.

Dla mnie była to bardzo ciekawa historia, dająca nową wiedzę na kolejne niesprawiedliwości tego świata. Myślę, że każdy znajdzie w tej historii tez coś dla siebie. Polecam.