"Kobalt jest tylko ostatnim z długiej listy skarbów, po które wyciągnął ręce Zachód." (str. 168) "Przemysłowe wydobywanie minerałów można porównać do przeprowadzenia operacji chirurgicznej za pomocą łopaty. Górnictwo rzemieślnicze robi to samo tylko za pomocą skalpela." (str. 260) I tu zaczyna się krwawa historia współczesnego niewolnictwa.
"Krwawy kobalt" to bijąca po oczach i uszach historia chciwości, podłości i małości bogatych krajów względem tych biednych, które były i są wyzyskiwane bez pardonu, bez litości, bez zahamowań i refleksji. "Krwawy kobalt" to jeden z wielu obrazków współczesnego niewolnictwa, niesprawiedliwości, zachłanności, konsumpcjonizmu. To przykład nieokiełznanej machiny wyzysku z jednej strony, absurdalnego gromadzenia bogactwa z drugiej. Ta książka to proces zbierania faktów o zabieraniu biednym wszystkiego i pozostawianiu ich w skrajnej nędzy, upodleniu, zdegradowaniu ich do pręta stalowego, który wydobywa cenny dla bogatych krajów kruszec. To obraz wręcz apokaliptyczny przedstawiający zniszczone tereny kraju, jego środowisko - glebę, wodę, roślinność, lasy, powietrze, infrastrukturę i domy. To też wizja przyszłości dla tego kraju, jeśli skończą się zasoby, zostanie on zapomniany wraz z ogromem problemów i cierpienia.
Demokratyczna Republika Konga to kraj, który przeszedł niejedną gehennę, Już Joseph Conrad w dziewiętnastym wieku opisywał jego niedolę, wyzyskiwanie i ograbianie. Wszystko zaczęło się od króla Belgów Leopolda II, który czerpał z Konga całymi garściami, zabierał wszystko co miało wartość i co można było przekuć w bogactwo dla siebie. To on wprowadził tam rządy oparte na totalnym terrorze, mnożąc niezliczone miliony ofiar i pozostawiając do dzisiaj nieład, niesprawiedliwość, rządy oparte na wyzysku i zbrodniach. Ten kraj nigdy nie dostał szansy, aby zaczerpnąć oddechu od przemocy, nacieszyć się swoimi nieprzebranymi bogactwami. Nawet rządzący w dwudziestym i dwudziestym pierwszym wieku kongijscy przywódcy stosują te same metody, które zaczerpnęli z historii tego kraju. Nabijają swoje kieszenie bogactwem swojego kraju, bezlitośnie go łupiąc, rabując i niszcząc, nie zważając na to jak żyje lud, który pracuje, aby te kabzy bez dna nabić. Ten kraj dostarcza światu niezbędnych minerałów (nazywanych też minerałami wojny), bez których bogate kraje nie wyobrażają sobie utrzymania swoich rozbuchanych gospodarek. To prawdziwa skarbnica nieprzebranych bogactw po, które sięgają Chińczycy, Amerykanie, Europejczycy, wszyscy ci, którzy chcą mieć nowoczesne rozwiązania komunikacyjne, pojazdy niskoemisyjne, czy panele fotowoltaiczne, które niwelują CO2. "Rewolucja ładowalnych baterii wydała ten kraj na pastwę wrogiej siły,
która niszczy wszystko, na co się natknie w bezwzględnej gonitwie za
kobaltem." (str. 74) To nasza zasobożerność i zachłanność przyczynia się do bezwzględnego wyzysku i łupienia tego kraju. Pogoń za bogactwami tego kraju prowadzi do przemocy na każdym poziomie, a największymi jej ofiarami są dzieci, ginące w kopalniach rzemieślniczych i wykonujące najmniej opłacane prace kobiety, gwałcone przez kopaczy, żołnierzy i różnej maści ochroniarzy. "Kobiety i dziewczęta, ofiary tych napaści, to poroniony kręgosłup globalnego łańcucha dostaw kobaltu." (str. 88) W DRK rozpętała się prawdziwa gorączka kobaltowa, która niszczy wszystko i wszystkich co napotka na swojej drodze: wyrzuca ludzi z domów, odbiera ziemię, zatruwa wodę, karczuje lasy, zanieczyszcza glebę i powietrze. "Znajdźcie Kolwezi na Google Maps i powiększcie obraz. Popatrzcie na gigantyczne kratery, monstrualne odkrywki, rozległe połacie obnażonej ziemi. Sztuczne zbiorniki wodne zapewniają wodę kopalniom, ale nie mieszkańcom miasta. Całe wsie zostały zrównane z ziemią. Wycięto lasy. Ziemia została zryta i wypatroszona. Kopalnie pożerają wszystko." (str. 222)
Cały system wydobycia kobaltu jest tak zawiły i skomplikowany, trudno się w nim połapać, bo łańcuch pokarmowy jest wydłużony do absurdu, a najmniej zarabiają ci, którzy są na jego dole, kopacze, dzieci, kobiety, ci współcześni niewolnicy, którzy pracują za około dolara dziennie, po kilkanaście godzin, bez zabezpieczeń, ochrony, odzieży, narażeni na niebezpieczne opary z kobaltu. Ci najlepiej zarabiający w tzw. "modelowych kopalniach rzemieślniczych" zarabiają od 4 do 7 dolarów. Wyzysk doprowadzono do perfekcji, cała gromada nic, albo nie wiele robiących mężczyzn, zarabia na tych, którzy chcąc przeżyć narażając swoje życie za wydobywanie kobaltu. Ci na najniższym poziomie oszukiwani są przez wszystkich i najróżniejszymi metodami. Kobalt to też konflikty, przemyt, nielegalne operacje, transakcje i przekupstwo, czyli wszystkie te mechanizmy, które podbijają niesprawiedliwość i wykorzystywanie. Ale, "Demoralizacja i znieczulica nadzorców pracy dzieci w Tilwezembe są bezpośrednim skutkiem światowego ładu gospodarczego, który żeruje na biedzie i bezradności, dehumanizując ludzi wykonujących morderczą pracę na samym dole globalnego łańcucha dostaw. Szumne deklaracje wielonarodowych korporacji o chronieniu praw i godności wszystkich uczestników łańcucha dostaw brzmią coraz mniej wiarygodnie." (str.218) A można byłoby stworzyć system stałej pensji, gwarantujący bezpieczne przeżycie i odbierać urobek bezpośrednio od górników, pomijając kilku pośredników. Warto wdrożyć dbałość o swój kraj, środowisko i ludzi i nie defraudować ogromny pieniędzy z koncesji i podatków. Negocjować dobre warunki od koncernów, itp., itd...
W tych warunkach rodem z innych epok: z czasów niewolnictwa, totalitaryzmów, pracują ludzie sprowadzeni do najniższych poziomów, aby bogaci odbiorcy mogli cieszyć się nowymi technologiami i nowinkami technicznymi, itp. "W czasach nowożytnych, na dole wartego biliony dolarów łańcucha dostaw". (str. 195) ludzie pracują z pogwałceniem ich praw, bez norm pracowniczych, bez limitu godzinowego, bez godziwej i bezpiecznej płacy, bez higieny, wartościowego jedzenia. Grzebią prętem głębokie, niezabezpieczone tunele, z których prymitywnymi metodami wygrzebują i wyciągają w workach kobalt.
Ta rozpędzona machina zbiera potwornie krwawe żniwo, zabija swoich niewolników i tych kopiących pod ziemią i tych, którzy spadają z wysokich wzniesień czy znajdą się pod niewłaściwym osuwiskiem, pogrąża tych którzy chorują od niebezpiecznych oparów czy to je wdychając, chodząc po nich, czy płucząc w wodzie urobek. Ciągły wyzysk, bieda, brak możliwości edukacji, wsparcia, pomocy, służby zdrowia prowadzi ten kraj i jego najbiedniejszych mieszkańców do poważnych tarapatów. Wszelkie inicjatywy podnoszące warunki pracy, bezpieczeństwo i godność ludzką spełzły na niczym, dobre idee spłonęły zanim znalazły zastosowanie. Kiedyś, jedyny demokratycznie wybrany prezydent Konga, zamordowany podstępnie, Patrice Lumumba napisał: "Wiem i czuje całym sercem, że prędzej czy później moi rodacy pozbędą się wrogów, zewnętrznych i wewnętrznych, i powstaną zjednoczeni, by zrzucić hańbę upodlającego kolonializmu i odzyskać należną im godność w czystym blasku dnia." (str. 339, z listu do żony) Czy tak się stanie w dającej się określić przyszłości oczywiście nie wiadomo. Pomimo wprowadzania nowych regulacji dotyczących przejrzystości w łańcuchu wartości nie widać rychłego końca niedoli Kongijczyków; zbyt jesteśmy przyzwyczajeni do wygody, żeby odpuścić sobie dobra bazujące na wyzysku ludzi, którzy gdzieś tam, daleko pracują dla nas.